sobota, 18 sierpnia 2012

4. Spotkanie z wrogiem


~ Nie myśl o szczęściu.
Nie przyjdzie - nie zrobi zawodu,
przyjdzie - zrobi niespodziankę. ~
- Bolesław Prus 



Nie wiem jak to się stało, ale właśnie siedzę w pokoju wspólnym Gryfonów po Uczcie Powitalnej. Czas bardzo szybko minął. Dom Wealsey'ów w czasie wakacji zmienił się nie do poznania. Są w nim nowe meble, wszystko jest bardziej nowoczesne, zaklęcia podtrzymujące są już zdjęte, a dom jest wyrównany. Po za tym powiększono ogród i posadzono nowe rośliny. Powstała także altana, w której często jedliśmy posiłki i spędzaliśmy czas.
Przez resztę letnich wakacji ja, Ginny, Fred, George, Harry i nawet Ron bardzo się zżyliśmy. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu na grach, zabawach, chodzeniu na spacery, wygłupianiu się, przygotowywaniu posiłków, wypadach nad jezioro lub po prostu rozmowach w pokoju. Ruda rodzina jeszcze nigdy nie była taka szczęśliwa. Każdy promieniał z radości. Dzieciaki dostały mnóstwo pieniędzy do Hogwartu, pani Weasley odkłada na wielkie zakupy, a pan Weasley zbiera na nowy samochód, ponieważ na remont domu poszło mnóstwo galeonów i już niewiele im zostało.
 Z dormitorium zszedł Harry.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytałam. Spojrzałam na jego szatę i zauważyłam wybrzuszenie. Peleryna niewidka. Pierwszego dnia w Hogwarcie!
- Cii, wyluzuj, idę... Przejść się po szkole.


- Sam?
- Tak... Ale nie mów nikomu.
- Niech będzie, ale nie jest to dobry pomysł - przygryzłam wargę.
- Przestań Hermiono, nic złego nie zrobię, już tyle razy wychodziłem...
- Poczekaj, przegonie tych drugoklasistów, żeby poszli do łóżek i będziesz mógł wyjść. W sumie, ja też zaraz idę. Hej, dzieciaki! Już późno, idźcie spać! - maluchy niechętnie wstały i ruszyły po schodach do swoich dormitoriów. Wiedziały, że z prefektem nie warto zadzierać.
- Dzięki Miono - Harry podszedł i pocałował mnie w policzek. - Dobranoc! - krzyknął i wyszedł przez dziurę pod portretem. Wróciłam do mojego miękkiego fotela i zaczęłam wpatrywać się w wygasający ogień w kominku. Dzisiaj znów widziałam Dracona. Przystojny i pewny siebie jak zawsze. Moje serce znów zaczęło przy nim szybciej bić, jak się ostatnio zawsze zdarzało.
- A ty jeszcze nie śpisz? - usłyszałam znajomy głos. Na szczycie schodów stał rudy chłopak. Zdziwiło mnie to, bo ostatnio rzadko rozmawialiśmy. Co prawda pod koniec wakacji nasze stosunki się nieco poprawiły, ale nadal nie do końca.
- Ron! Ja zaraz idę spać, a ty?
- Głodny jestem. Idę do kuchni po sok dyniowy i jakieś ciastka. Idziesz ze mną?
- Jestem prefektem. Nie powinnam...
- No właśnie, ja przecież też, nam wolno patrolować korytarze! - puścił mi oko. Wybuchłam śmiechem.
- No dobrze, ale tylko dlatego, że jesteś głodny! Chyba że to kolejny żart.
- Nie tym razem, muszę się szybko posilić bo nie będę miał siły na jutrzejszym treningu quidditcha. Angelina została kapitanem. Wyobraź sobie, że już mamy zgłoszenia i w drugim dniu będą wybierać graczy! Muszę się dostać do drużyny jako obrońca.
- Dobrze, chodźmy już po to jedzenie, tylko szybko, bo jestem śpiąca. - wyszliśmy przez dziurę pod portretem i  ruszyliśmy w stronę kuchni. Dwa lata temu Fred i George pokazali nam jak się do niej dostać. Przeszliśmy już połowę drogi, gdy usłyszeliśmy hałas dochodzący zza roku korytarza.
- To Irytek. Chodź! - Ron złapał mnie za rękę i pobiegliśmy w przeciwnym kierunku. Pociągnął mnie aż do toalety Jęczącej Marty. Wbiegliśmy do środka zamykając za sobą drzwi. 
- Tu nas nie znajdzie.
- Ciekawe, czy jest Marta. Marto? Jesteś tutaj? - zawołałam. Nikt nie odpowiedział.
- Chyba poszła gdzieś w odwiedziny. 
- Najwidoczniej - po moich słowach zaległa cisza.
Podeszłam do jednego z luster, które było brudne i pęknięte. Wpatrywałam się w moją twarz. Miałam już szesnaście lat. Byłam już na szóstym roku w Hogwarcie i bardzo dobrze się uczyłam. Ale czy byłam szczęśliwa? Nie wiem. Miałam dużo kłopotów. Tak bardzo bym chciała je wszystkie rozwiązać...
Za mną pojawiła się w odbiciu twarz przyjaciela.
- Hermiono, możemy porozmawiać? - wyszeptał mi do ucha.
- Oczywiście.
- No bo wiesz, chodzi o to, że...
- Nic nie mów. Przepraszam. To moja wina. Nie powinnam tego tak kończyć. Zraniłam cię i bardzo tego żałuję, ale chciałabym, abyśmy nadal byli... - nie dał mi dokończyć. Pocałował mnie. Jeszcze bardziej namiętnie niż zawsze. Nie mogłam na to pozwolić, odepchnęłam go. - Wybacz Ron, ja tak nie chcę. Zostańmy przyjaciółmi, jak kiedyś. Nie oczekuję nic więcej.
Zauważyłam w jego oczach łzy. Płakał. Na prawdę płakał.
- Przepraszam Hermiono, nie mogłem się pohamować. Tęskniłem. Wiem, że ty wolisz Freda, ale...
- CO?! Kto ci powiedział że wolę Freda? - przed oczami stanął mi obraz bliźniaka.
- No... widziałem was wtedy w pokoju ojca, u Ginny i ciągle spędzaliście ze sobą masę czasu, całymi dniami siedzieliście razem...
- Fred jest tylko przyjacielem. Nikim więcej - A szkoda... Nie! Co ja plotę! On jest tylko przyjacielem. A po za tym, ja chyba kocham tego kretyna Malfoy'a... Niestety.
- A ten pocałunek podczas sprzątania u ojca?
- Nie było żadnego pocałunku.
- Przecież widziałem, nie okłamuj mnie, proszę.
- Sprzeczaliśmy się, wstał, potknął się i tak wyszło... To był czysty, nieszczęśliwy przypadek.
- No to jeśli to prawda, to czemu spędzaliście ze sobą tyle czasu? On przychodził nawet wieczorami, siedział z tobą całe noce, gdzie tylko się pojawiłaś, zaraz zjawiał się Fred...
- Po zerwaniu z tobą nie było mi lekko. On zawsze mógł mnie pocieszyć, miał dla mnie czas. Ron, Fred jest tylko przyjacielem. Nikim więcej.


~*~


Następnego dnia siedziałam na eliksirach - ostatniej już lekcji - jak otępiała. Wciąż zerkałam w stronę blondyna. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że on też się na mnie patrzy. Kilka razy złapaliśmy się wzrokiem, ciągle czułam jego spojrzenie na sobie. Może to z przemęczenia? Tak. Na pewno się nie wyspałam po wczorajszym wałęsaniu po zamku. Co prawda po rozmowie z Ronem wróciłam od razu do sypialni, ale było już koło drugiej w nocy. 
Skończyłam swój eliksir i zaniosłam próbkę Snape'owi, żeby ocenił. Dostałam P, chociaż eliksir był idealny. Posprzątałam swoje rzeczy i wyszłam z klasy. Ruszyłam na błonia. Słońce wciąż przyjemnie świeciło i było ciepło. Rozsiadłam się pod jednym z drzew i zaczęłam czytać książkę z historii magii.
- No nie! Pierwszy dzień szkoły, a ty już się uczysz! - spojrzałam na znajomą twarz. Nie mogłam pohamować uśmiechu.
- Tylko czytam. A to różnica.
- Dla mnie to jest to samo - Fred uśmiechnął się. - Mogę się dosiąść?
- Oczywiście. Więc jak to jest być na ósmym roku?
- W klasie jest dwadzieścia osób. Na czwartym piętrze mamy pokój wspólny, z którego przechodzi się do sypialni - każdy ma swoją. W środku jest jak we wszystkich dormitoriach, tylko że jest jedno łóżko i więcej wolnego miejsca. Ogólnie dzisiaj mieliśmy lekcje wstępne obrony, zaklęć i eliksirów. Mamy mało zajęć, ale dużo musimy się uczyć i ćwiczyć.
- Więc weź się lepiej do roboty, bo potem nie nadążysz za materiałem.
- Hahaha, już ci mówiłem, że nie jestem tu dla nauki. Ja tam wolę odpoczywać. Nie rozumiem jak można się uczyć. Musisz to zmienić. Chodź! - Chłopak wyrwał mi z ręki książkę, odrzucił na bok, pomógł mi wstać i trzymając za rękę pociągnął za sobą. Biegliśmy wzdłuż linii brzegu jeziora, aż zniknęliśmy za wieloma krzewami i drzewami na swego rodzaju polanie. Było to miejsce odcięte od reszty błoń, ale zaraz obok. Nikogo tu nie było i nikt nie przeszkadzał. Zatrzymaliśmy się i położyliśmy na trawie obok siebie.
- Skąd wytrzasnąłeś to miejsce? - zapytałam.
- Kiedyś przypadkiem tu przybiegłem, gdy uciekałem przed Filchem.
- Tu jest świetnie! Nikt nie rozprasza, łatwo można się skryć, jest cisza i spokój, rosną kwiaty, ładnie pachnie. Powietrze jest świeże i można godzinami leżeć i patrzeć w chmury.
- Wiem. Dlatego cię tu zabrałem - posłał mi cudowny uśmiech.
Przez jakieś trzy godziny leżeliśmy i patrzyliśmy się w kształty na niebie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się do łez, podziwialiśmy piękno otaczającego nas świata. Nagle zegar na szczycie jednej z wież wybił dziewiętnastą.
- O rany! Jestem spóźniony na trening quidditcha!
- To chodźmy! Mogę iść z tobą?
- Jasne - po pięciu minutach byliśmy na boisku.
- Ja idę na trybuny.
- Ok, ja lecę się przebrać - powiedział Fred i wkrótce pojawił się już na boisku. Podszedł do Angeliny i rozmawiał z nią, lecz nic nie słyszałam. Na początku była trochę zła, lecz po chwili spojrzała w moją stronę, uśmiechnęła się tylko i zaczęła dalej prowadzić eliminacje do drużyny.
- To teraz czas na obrońcę. Ustawcie się! - kandydaci po kolei wykonywali ćwiczenia. Godzinę potem pojawiły się wyniki - obrońcą został Ron! Pogratulowałam mu, po czym stwierdziłam, że pora wracać, bo zaczęło się robić chłodno.
- Fred! Ja już idę, jest zimno, zobaczymy się potem w Pokoju Wspólnym Gryfonów? - krzyknęłam do niego gdy przelatywał na miotle obok mnie.
- Jasne, jeśli uda mi się zakończyć trening przed ranem - uśmiechnął się. Pomachałam mu na pożegnanie i ruszyłam z stronę zamku. Szłam ścieżką wydeptaną w trawie, gdy usłyszałam czyjś głos.
- Granger? To ty?
- Czego chcesz ode mnie Malfoy? - zapytałam. O jedno z drzew opierał się Draco. Ręce miał skrzyżowane na piersiach a na twarzy zawadiacki uśmiech. Przystojny jak zwykle.
- Spokojnie, chciałem tylko pogadać.
- O czym? - byłam opanowana. Nie dam się zwieść jego sztuczkom.
- Ogólnie.
- Jaja sobie ze mnie robisz Malfoy?!
- Nie. Mówię serio. Przejdziemy się? - bardzo zdziwiło mnie zachowanie chłopaka. O co mogło mu chodzić? Zawsze zimny i bezlitosny. Nienawidzący takich, jak ja.
- Przestań. To kolejny żart?
- Nie. Mówię poważnie. Oj chodź - zbliżył się do mnie. Czułam zapach jego drogich perfum. Złapał mnie za rękę i pociągnął alejką. Trochę mu się opierałam, ale po chwili uległam. Z jednej strony dziwiło mnie jego zachowanie i czułam że to jakiś żart. Z drugiej jednak pojawiła się ciekawość i uczucie. Chciałam go lepiej poznać, był taki tajemniczy i skryty w sobie. Jednak to drugie wygrało.
- Więc.. jak leci? - bardziej banalnego pytania nie mógł wymyślić.
- Jak na razie chyba dobrze. A u ciebie?
- U mnie też - nastała krótka cisza, którą przerwałam.
- Dlaczego chciałeś się ze mną przejść?
- Żeby cię lepiej poznać.
- Czemu? Co się stało z tą nienawiścią do szlam? - zapytałam chyba trochę za ostro.
- Bo jesteś ładna, zgrabna, mądra, odpowiedzialna i zaradna. Często też zarozumiała, ale da się znieść. Po prostu jesteś inna niż wszystkie. Tak mi się wydaje.
- Yyy... dziękuję? – bardziej zapytałam, niż stwierdziłam. Byłam w szoku. Nie wiem, czy on udawał, ale podobało mi się to.
- Usiądziemy? - zapytał. Umiejscowiliśmy się pod jednym z drzew. Zaszliśmy chyba daleko, bo było tu mnóstwo krzewów, dębów i sosen, które przysłaniały zamek.
- Muszę niedługo wracać - powiedziałam.
- Czemu?
- Robi się późno i zimno a umówiłam się z Fredem...
- Z Weasley'em? Olej go. Chyba że wolisz z nim spędzać czas... - w jego oczach ujrzałam smutek. W co on do cholery gra?!
- Obiecałam mu...
- Chodzisz z nim? - to pytanie mnie zaskoczyło.
- Nie.
- Kochasz go? - to jeszcze bardziej.
- Nie...
- To po co pójdziesz?
- No bo mówiłam mu, że będę, a to mój przyjaciel...
- Nie wolisz zostać tu z kimś więcej, niż przyjacielem?
- Jak to kimś więcej? - zapytałam. Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej. Pocałował mnie. Wczesał dłoń w moje włosy. Bez chwili namysłu oddałam pocałunek, który z lekkiego z czasem przerodził się w namiętny i zachłanny. Czemu to robiłam? Nie wiem. Może to moja głupia miłość do niego? Może brak bliskości drugiej osoby? Może jedno i drugie? Nie mam pojęcia. W tej chwili myślałam tylko o tym, jak Draco niebiańsko całuje.

~*~


Przesiedziałam z Malfoy'em jeszcze dwie godziny. Złapaliśmy tematy do rozmowy i nie mogliśmy się wygadać. W końcu zaczęło się robić bardzo zimno, więc ruszyliśmy w drogę powrotną. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Chłopak odprowadził mnie pod obraz Grubej Damy.
- To dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział chłopak i pocałował mnie w policzek na pożegnanie. Gdy odszedł, cała w skowronkach wypowiedziałam hasło i weszłam do pokoju wspólnego. Zauważyłam na jednym z foteli burzę rudych włosów. Podeszłam od tyłu i zakryłam Ginny oczy dłońmi.
- Zgadnij kto to?
- Hermiona?
- Jak zawsze ci się udaje - powiedziałam udając obrażoną. - Jak leci?
- U mnie? Wspaniale! - dopiero zauważyłam, że Rudowłosa emanuje szczęściem.
- Co jest? - zapytałam z uśmiechem.
- Dostałam się! Hermiono, gram jako ścigająca!
- To wspaniale Gin! Gratuluję!
- Dzięki. A, zapomniałabym, Fred tu był. Szukał cię.
- O mój Boże! Kompletnie zapomniałam! Która jest godzina?
- Już jedenasta. Trening skończył się godzinę temu.
- Ale czas szybko zleciał... Muszę iść go przeprosić!
- Nawet nie znasz hasła do ich pokoju wspólnego.
- A on jak tu wszedł?
- Każdy z ósmej klasy zna hasło do domu, w którym wcześniej był. Lub przykładowo tak jak Fred i George, mogą być drużynie Gryfonów. Punkty też lecą dla nas.
- Och... To dlatego.
- Nie martw się, jutro z nim pogadasz.
- Masz rację, idę spać. Branoc - powiedziałam i poszłam do dormitorium. Przebrałam się i od razu zasnęłam. 

~*~


Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Od razu umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie. Sala była prawie pusta. Po pospiesznie skończonym posiłku pobiegłam w stronę czwartego piętra. Po drodze natknęłam się na Angelinę.
- Cześć Hermiono. - przywitała się.
- Hej. Słuchaj, widziałaś może Freda?
- Chyba jeszcze nie wstał.
- Mogłabyś mnie do niego zaprowadzić?
- Jasne - podążyłam za dziewczyną aż do starych, drewnianych drzwi. Wcześniej ich tu nie widziałam.
- Wielka Wojna Goblinów z XII wieku - powiedziała.
- Kto wymyślił takie głupie hasło? - zapytałam.
- Tymi drzwiami opiekuje się Binns.
- Faktycznie, można się domyślić.
Weszłyśmy do przestronnej sali, urządzonej niemal tak samo, jak Pokój Wspólny Gryfonów, lecz dominował tu kolor fioletowy. Pomieszczenie miało dziwny kształt. Ściana z drzwiami, przez które weszłyśmy była prosta, zaś reszta tworzyła półkole. Naprzeciwko był kominek, a nad nim wisiał obraz przedstawiający Tiarę Przydziału. Po bokach, na ciemnofioletowych ścianach, były portrety przedstawiające założycieli Hogwartu, każdy przy jednej parze drzwi. W gotyckich oknach wisiały liliowe zasłonki, a na środku leżał krwistoczerwony, puchowy dywan. Było tu kilka drewnianych stolików otoczonych miękkimi fotelami i pufami. Całość prezentowała się okazale i bardzo przytulnie. 
- Każde z drzwi prowadzą do dormitoriów uczniów – powiedziała Angelina, widząc moje spojrzenie. - Są podzielone na domy, w których byli. Chodźmy tędy - Angelina poprowadziła mnie na prawo.
  W tym korytarzu ściany były czerwone, a na nich wisiały portrety sławnych postaci, pochodzących z Gryffindoru. Było pięć par drzwi, a na każdym z nich widniała tabliczka z imieniem i nazwiskiem.
- Fred Weasley - przeczytałam jedną z nich.
- Chyba już sobie poradzisz, prawda? - zapytała nastolatka.
Kiwnęłam głową, podziękowałam dziewczynie i zapukałam. Usłyszałam zaproszenie, po czym weszłam do środka. 
- Cześć, Fred - przywitałam się cicho. Nie wiedziałam, czy jest obrażony za wczoraj. 
- Hermiona? Co ty tu robisz? - zapytał. Nie krył zdziwienia. 
- Przyszłam, żeby cię przeprosić. Wczoraj zupełnie wyleciało mi z głowy, że mamy się zobaczyć - spojrzałam na moje buty. Było mi wstyd, ponieważ sama zaproponowałam spotkanie. Chłopak podszedł bliżej i chwycił mnie za nadgarstki. 
- Przecież nic się nie stało. Nie gniewam się. 
- Na pewno? - podniosłam wzrok. 
- Ej, mała, rozchmurz się! Przecież powiedziałem, że jest okej. 
Delikatnie się uśmiechnęłam i spojrzałam mu w oczy. W tym momencie wydarzyło się coś, czego się nie spodziewałam. Rudy złapał mnie w pasie i rzucił na jeszcze nie pościelone łóżko. Dostałam napadu śmiechu, gdy zaczął mnie łaskotać i z trudem łapałam oddech. Gdy miałam szansę wreszcie się odezwać, wykrzyczałam: 
- FREDZIE WEASLEY! 
- Tak, słońce? - zaprzestał na chwilę tortur, lecz objął mnie, abym nie uciekła. 
- Zostaw mnie idioto! 
- Bo co mi zrobisz? - zapytał. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. 
- Zacznę krzyczeć! 
- Nie, to nie na moje uszy. 
- To pozwól mi pójść! - zażądałam. 
- Mam przepuścić taką okazję? - znałam ten wzrok. On znów coś wymyślił...
- A mam jakieś szanse wydostania się na zajęcia? 
- Coś za coś. 
- Że co proszę? Co niby mam ci dać? 
Chłopak nastawił prawy policzek. Roześmiałam się, po czym dałam mu buziaka. Zadowolony wypuścił mnie z objęć. Wzięłam moją torbę, która leżała pod drzwiami. 
- Idziemy? - zapytałam. 
- Jasne - rzekł uśmiechnięty, po czym wyszliśmy z pokoju. 
- Może zajdziemy po George'a? 
- A nie poszedł z Angeliną? 
- Przyprowadziła mnie tu, nie było go z nią. 
- Sprawdźmy - powiedział mój towarzysz. Stanęliśmy przed drzwiami z tabliczką "George Weasley", po czym zapukaliśmy. 
- Czego? - warknął ktoś ze środka. 
- Nie denerwuj się kochany braciszku. Możemy? 
- Jak to my? - zapytał. Po chwili zrozumiał, że jego bliźniak nie był sam. 
- Cześć - przywitałam się. 
- Panna Granger! Doprawdy, co panienka robi w Pokoju Wspólnym Ósmych Klas? - zapytał przesadnie słodkim głosikiem, nisko się kłaniając. 
- Przyszłam cię odwiedzić i zaprowadzić na śniadanie, które za chwilę się kończy. 
- Niestety, dzisiaj nie zjem. Muszę spisać jeszcze właściwości eliksiru dla Snape'a. 
- Kretyn, przecież spisał to od Daviesa dwa dni temu - mruknął Freddie, za co oberwał poduszką. Tak zaczęła się właśnie wielka bitwa chłopców. Stałam i bezradnie patrzyłam na ich wygłupy. Wiedziałam, że ich nie uspokoję, więc postanowiłam się wycofać. Bliźniacy to zauważyli i natychmiast popędzili za mną. Już po chwili, będąc w Wielkiej Sali, patrzyłam, jak biorą w rękę po kilka tostów i wybiegają w stronę lochów, żeby nie spóźnić się na eliksiry. 

6 komentarzy:

  1. Fantastyczne rozdziały, historia tak samo ;) Podoba mi się połączenie - Hermiona, Draco i Fred.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna opowieść, strasznie wciąga, nie da się od niej odejść!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piszesz! Normalnie wciagnęło mnie to to tak jak Harrego Pottera a może jeszcze bardziej bo w Harrym jest zaledwie wzmianka o miłosci. Super! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Draco pocałował Hermione jakby nigdy nic !!!!!

    Szokers !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, taki jest Draco: tajemniczy, skryty w sobie, nieprzewidywalny ;)

      Usuń

© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X