niedziela, 19 sierpnia 2012

8. Pełnia szczęścia


~ Bóg wysłuchuje tych, którzy błagają
 o łaskę zapomnienia dla nienawiści, 
lecz głuchy jest głos tych, 
którzy pragną uciec przed miłością. ~

- Paulo Coelho

  Był ranek. Do sylwestra zostały tylko cztery dni. Już się trochę oswoiłam z myślą, że moimi rodzicami są Irma i Barty. Ustaliliśmy zmianę mojego nazwiska. Od dziś będę zapisywana jako Hermiona Crouch - Granger, lecz będę używała tego mugolskiego. Właśnie się spakowałam, idę powiadomić rodziców, Draco i Narcyzę, że wyjeżdżam do Weasley'ów na kilka dni. Zeszłam na dół. Wszyscy byli w kuchni i jedli śniadanie. 
- Dzień dobry - Nałożyłam sobie płatki i usiadłam do stołu. 
- Witaj Hermiono. Jak się spało? 
- Dobrze, dziękuję... yyy... mamo. - To słowo ciężko mi było wypowiedzieć. Nie mogłam się przyzwyczaić. Ale musiałam. Od teraz mam mieszkać tutaj... Z nimi. 
- Mam pomysł na sylwestra. Możemy zaprosić Caspara i Violettę z Melanią. Po za nimi przyjdzie też rodzina Zabinich. Impreza będzie w salonie - powiedziała Narcyza. 
- Eee... mam pytanie - powiedziałam cicho. - Czy muszę być tu obecna w nowy rok? 
- Co?! Chcesz gdzieś jechać? - zapytała Irma. 
- Chciałabym wybrać się do Weasley'ów na kilka dni. - Spojrzałam po ich twarzach. Ich miny wyrażały głęboki sprzeciw. - Jestem zaproszona i już obiecałam im, że przyjadę... 
- Hermiono! Jesteś tu od niedawna, jako twój ojciec, chciałbym spędzić z tobą trochę czasu! W święta niestety miałem ważne sprawy do załatwienia i nie mogłem być obecny, a więc chcę chociaż być na sylwestrze! A ty chcesz zostawić mnie i twoją matkę dla zdrajców krwi?! 
- Ale... ojcze! - ledwo mi to przeszło przez gardło. - Weasley'owie zajmują się mną odkąd poszłam do Hogwartu! Nie możecie mi zabronić się z nimi widywać! 
- Jesteśmy twoimi rodzicami! - krzyknęła Irma. 
- Ta, i dopiero po szesnastu latach stwierdziliście, że chcecie się dowiedzieć co u mnie słychać, tak?! Molly i Artur bardzo o mnie dbali. To im zawdzięczam więcej niż wam! I Grangerom też, choć są mugolami! Wychowywali mnie jako swoją córkę! Pojadę do Nory i nic wam do tego! - krzyknęłam wściekła. Ze złości rzuciłam miską z płatkami o podłogę. Rozbiła się, ale nie dbałam już o nic. Spojrzałam na Dracona. Od kilku dni był na mnie obrażony - dokładnie od momentu, gdy dowiedział się, że Crouch'owie to moi rodzice. Rzuciłam mu wściekły, przeszywający wzrok i wbiegłam po schodach na górę. Wpadłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Czemu oni mi zabraniają jechać do przyjaciół?! Leżałam kilka minut rozmyślając nad tym wszystkim, gdy rozległo się pukanie. Nic nie odpowiedziałam. Usłyszałam skrzypienie drzwi, a następnie jak ugina się materac mojego łóżka. 
- Kochanie... 
- Wyjdź. 
- Hermiono, rozmawiałam z nimi... możesz jechać na kilka dni, ale zaraz po sylwestrze masz wrócić. 
- Pojechałabym nawet bez waszej zgody. 
- Córeczko... 
- Mam was gdzieś. Mam szesnaście lat, nie możecie mi wszystkiego zabraniać! Nie jestem małym dzieckiem! 
- Ale nie jesteś jeszcze pełnoletnia, a więc mamy prawo decydować o tobie - powiedziała Irma chłodnym głosem. - Wracasz pierwszego wieczorem. I bez dyskusji. - Spojrzałam na nią wściekłym, morderczym wzrokiem. Wstałam, wzięłam bagaże i zeszłam na dół. Wszyscy siedzieli w salonie. Narcyza i Barty rozmawiali, a Draco czytał książkę. Gdy weszłam, rozmowa ucichła. 
- Jestem spakowana, mogę wyruszać. 
- Miłej zabawy. - Narcyza uśmiechnęła się dobrodusznie. Dziwiło mnie to, że stara się być miła, w przeciwieństwie do jej męża, Lucjusza, który skończył w Azkabanie. 
- Do zobaczenia - powiedział Barty zawiedzionym głosem. Spojrzałam na mojego chłopaka. Nawet nie podniósł wzroku. Byłam oburzona. 
- A ty się nie pożegnasz? - spytałam. Podeszłam do niego. Wciąż siedział zaczytany w lekturze. - Draco! - krzyknęłam. Nie oderwał wzroku. Wyrwałam mu książkę i rzuciłam nią o ścianę. Trzęsłam się z wściekłości. - Jak możesz?! Unikasz mnie od kilku dni, ignorujesz! Ja żyję, stoję tu! NO SPÓJRZ NA MNIE! - chwyciłam dłońmi jego twarz i podniosłam do góry. Musiał spojrzeć mi w oczy. Wyrażały obojętność i była w nich dziwna pustka. 
- Daj mi spokój. Jedź sobie gdzie chcesz. Mam cię gdzieś, szlamo. - Do oczu napłynęły mi łzy. 
- Nawet nie wiesz jak cholernie mnie ranisz - wyszeptałam. Odwróciłam się na pięcie i wciąż zapłakana wzięłam bagaże oraz proszek fiuu i weszłam do kominka, rzucając go w płomienie i krzycząc: Nora!



~*~



  Oderwałam się od ziemi i wirowałam, mijając różne kominki. Ledwo dawałam radę utrzymać walizkę i torbę. Po kilku sekundach poczułam, jak moje stopy uderzająo twardy grunt. Walizka wywaliła się, a ja się potknęłam i wylądowałam w czyichś ramionach. Iskierki. Wtuliłam się w osobę wciąż płacząc. Makijaż spłynął mi po policzkach. Nie dbałam już o nic. Jak Draco mógł tak powiedzieć?! Jak mógł mi to zrobić? 
- Hermiona? - Osoba przytuliła mnie. - Co się stało? 
  Spojrzałam wreszcie w górę, aby ujrzeć twarz. Rozpłakałam się na dobre. Od początku wiedziałam, że to on. Tylko jego dotyk wytwarzał te miłe iskierki. Myśl o tym, że tak mi go brakowało przez wiele dni, pragnęłam jego bliskości, dotyku, wykańczała mnie. Wreszcie mogłam się do niego przytulić. Poczułam się, jakbym wiele dni żyła pod wodą i wreszcie zaczerpnęła świeżego powietrza. To było cudowne uczucie. Ten jego zapach, od którego zakręciło mi się w głowie, ta zawsze roześmiana twarz, na której teraz zastygł wyraz przerażenia... Był przy mnie. Nieco się uspokoiłam. 
- Ty płaczesz?! Co się stało? - zapytał zaniepokojony Fred. 
- Jak się cieszę, że jesteś. Jak się cieszę... - wtuliłam się bardziej. Brakowało mi tej bliskości. Wreszcie poczułam to ciepło.  
- Chodź... - wciąż mnie trzymając podszedł ze mną do najbliższego krzesła. Pomógł mi usiąść i kucnął naprzeciwko mnie. - Opowiesz mi co się stało? 
- N.. nie tutaj. 
- Są tylko Percy i mama. Ten debil siedzi zamknięty w pokoju, a mama wyszła do koleżanki. 
- Nie chce, ż.. żeby oni t.. teraz w.. wiedzieli, że j.. ja tu jestem. - mówiłam połykając łzy. 
- Poczekaj, wezmę twoje bagaże. Schowam je u mnie w pokoju. - Rudy wziął walizkę, usłyszałam pyknięcie i zniknął. Po chwili znów usłyszałam ten odgłos i chłopak pojawił się. - Chodź, przejdziemy się. - Pomógł mi wstać, lecz po chwili upadłam na kolana ukrywając twarz w dłoniach. Czułam się potwornie, nie miałam na nic siły, nawet aby stać. 
- N.. nie dam r.. rady iść... - wyjąkałam. Ledwo się trzymałam. 
- To ja ci pomogę. - Podszedł do mnie i... wziął mnie na ręce! 
- Fred! - wyjąkałam cicho. 
- Nic nie mów. - Deportowaliśmy się. Po chwili ujrzałam polanę. Wokół rosły drzewa, a łąka była usłana pachnącymi kwiatami. Latały kolorowe motyle, a ptaki śpiewały. Rudy machnął kilka razy różdżką i pojawił się koc oraz koszyk piknikowy. Położył mnie delikatnie. Już się trochę opanowałam. 
- To jak, powiesz mi co się stało? - zapytał. Tyle chciałam mu opowiedzieć... O tym, że mi go brakowało, o tym, że Barty i Irma Crouch to moi rodzice, jak Malfoy mnie potraktował, jak mnie nie chcieli tu puścić, jak cieszę się, że jest przy mnie... 
- Nie - wyszeptałam, nie patrząc na niego. 
- Dlaczego? - zapytał zaskoczony. 
- Ja... wybacz, ale nie ufam ci. Po naszej kłótni... 
- Rozumiem. Wiem,co czujesz. Wiesz, chciałbym cię przeprosić za to, że tak na ciebie naskoczyłem. Masz prawo być szczęśliwa z Malfoy'em. 
- To moja wina. Powinieneś się tego dowiedzieć ode mnie, nie od innych, wybacz. - Spojrzałam w dół. Jakaś biedronka wspinała się po źdźble trawy. Poczułam jak Fred mnie przytula. 
- Jesteś dla mnie bardzo ważna - wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się. Siedziałam tak z rozmazanym makijażem i łzami w oczach uśmiechając się, lecz tym razem to były łzy szczęścia. Jak mogłam żyć bez Freda? Nie wiem. Jemu ufam najbardziej. Teraz patrzyłam w jego piwne, wesołe oczy. 
- Mogę ci coś powiedzieć? - zapytałam. 
- Zawsze. 
- Brakowało mi cię. Strasznie. 
- Mi ciebie też. - Pocałował mnie w czoło i przytulił. Siedzieliśmy tak kilka minut, ale byłam bardzo szczęśliwa. Jeszcze bardziej, niż z Draconem. 
- Fred, zanim odjechałam, Draco kilka dni się nie odzywał do mnie. Jak wyruszałam, powiedział także, że... że ma gdzieś taką... szlamę jak ja... - do oczu napłynęły mi ponownie łzy. 
- Nie płacz już. Więcej tam nie pojedziesz. Już nie wrócisz do Malfoy'ów. Nie pozwolę mu cię krzywdzić. 
- Muszę wrócić. Zaraz po sylwestrze mam tam być z powrotem. 
- Ale... 
- Nie martw się o mnie. Zobaczymy się w Hogwarcie. Ale muszę tam być. 
- Jeśli ten dupek ci coś zrobi, masz mi natychmiast powiedzieć. On nie jest ciebie wart, jeśli cię tak traktuje. 
- Masz rację. To chyba nie ma sensu... 
- Więc nie musisz jechać. 
- Muszę. Nie rozumiesz... 
  To nie ma celu. Jeśli mam z nim być, a on się tak zachowuje... To koniec. Zerwę z nim jak tylko wrócę. Wciąż go kocham. Ale miłością... lekką, delikatną, spokojną. Za to Fred... Przy nim czuję się swobodnie, bezpiecznie, ale także spontanicznie, wciąż spotykam niespodzianki z jego strony, przy nim, czuję, że żyję. Kocham go miłością szaloną, namiętną, ciepłą... 
- A pamiętasz, jak w Hogwarcie patrzyliśmy się w chmury? Powtórzymy to? W końcu jest teraz u nas zima i nie będzie okazji w najbliższym czasie. 
- A tak w ogóle to gdzie my jesteśmy? 
- Gdzieś w Hiszpanii. 
- A co my tu robimy?!
- Tu jest ciepło. - Uśmiechnął się, co odwzajemniłam. 
- Poczekaj, aż się ogarnę. - Wstałam i poszłam w kierunku lasu. Kilkoma prostymi zaklęciami zmyłam tusz do rzęs i umalowałam się lekko od nowa oraz uczesałam ponownie włosy. Wróciłam i położyłam obok chłopaka. Zaczęliśmy obserwować chmury. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy wesoło. Byliśmy dla siebie jak tlen, obojgu nam tego brakowało. Tej dobroci, zrozumienia, wspólnego spędzania czasu. Przesiedzieliśmy razem kilka godzin. Po tak długiej rozłące, dziękowałam Bogu, że tu z nim jestem. 
- Zaczynam być głodna - powiedziałam. 
- Spokojnie, mamy tu kanapki. - Fred wyciągnął z koszyka po kanapce i butelkę soku dyniowego. Zjedliśmy i postanowiliśmy udać się na spacer. Chłopak złapał mnie za rękę. Podziwialiśmy cudowny zachód słońca. Po jakimś czasie zauważyliśmy staw z molo. Wokół rosły rośliny wodne i drzewka. Latały tu ważki i motyle, słychać było rechotanie żab oraz grę świerszczy. Było pięknie. 
- Tu jest cudownie! - powiedziałam wpatrując się jak urzeczona. 
- Wiem. No to co teraz? - Rudy złapał mnie za obie dłonie. 
- Jak to co? 
- Masz wybór: albo dostanę buziaka, albo będziesz pływała w wodzie – powiedział rozbawionym głosem. 
- Ale Draco i Diana nie byliby zachwyceni, gdyby się dowiedzieli... 
- Sama tego chciałaś! - złapał mnie w pasie, przełożył przez ramię i pobiegł ze mną w stronę molo. 
- Nie! Fred, puszczaj! Nie chcę być mokra! - krzyczałam z rozbawieniem, ale i przerażeniem w głosie. Poziom adrenaliny wzrósł.
- Musi cię spotkać kara! - zaczął się śmiać. Wziął rozbieg na molo i wskoczył ze mną do wody. Znaleźliśmy się na dnie. Zbliżył się do mnie i spontanicznie wpił swoje usta w moje. Byłam tym kompletnie zaskoczona, lecz w tym momencie poczułam, że spełniają się moje wszystkie marzenia. Objęłam go nogami w pasie i przyciągnęłam bliżej siebie. Wplotłam dłoń w jego rude włosy, chłopak rysował dłońmi przeróżne wzory na moich plecach. Tak bardzo mi tego brakowało... Teraz wreszcie poczułam, że pierwszy raz od bardzo dawna, jestem naprawdę szczęśliwa. Wypłynęliśmy na powierzchnię. Niewiele myśląc znów się zbliżyliśmy i zatopiliśmy w namiętnym pocałunku. Po całym moim ciele przechodziły cudowne iskierki, po raz pierwszy kogoś tak bardzo pragnęłam. Zaczęliśmy taniec języków. Chciałam go mieć tylko dla siebie, jeszcze bliżej, jeszcze bardziej... Fred zdjął mi bokserkę, zaczął całować po szyi, nie mogłam się powstrzymać od jęknięcia z zachwytu. Wiedziałam, że to nie powinno się stać. On był z Dianą, a ja z Draco... do czasu. Nie wybaczę mu tego, jak się zachował, jak mnie nazwał. Mimo wszystko, Rudy był lekarstwem na moje zmartwienia, czułam, że to dla niego jest sens żyć, że go szczerze kocham. Bardzo. Muszę mu to powiedzieć. 
- Fred - wyszeptałam. 
- Coś się stało? - zapytał, patrząc mi w oczy swoimi kasztanowymi tęczówkami. Ubóstwiałam ich widok. 
- Ja... Chyba cię kocham. - Spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała zdumienie. 
- C... co?! 
- Kocham cię, kurwa, kocham! - Szybko zatkałam mu usta pocałunkiem, bo już chciał coś powiedzieć. To był jak dotąd najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Bliźniak przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Po chwili jednak odsunął mnie stanowczym ruchem. Spojrzałam na niego pytająco. 
- Hermiona... kocham cię. Cholernie. Jesteś jedyną dziewczyną, do której czuję coś takiego. Niestety, jestem z Dianą. Nie chcę jej zranić. Przepraszam. - Zauważyłam, że w jego oczach czają się łzy. Jemu naprawdę zależy. Naprawdę mnie kocha.
- Rozumiem - wyszeptałam z rezygnacją. 
- Ale nie wykluczaj nas, kiedyś nam się uda. Wierzę w to. Kocham cię, ale przywiązałem się do Diany i nie chcę teraz jej zostawić. Na pewno nie w czasie świąt i nowego roku. Może wkrótce, lecz to nie jest odpowiednia pora. Tylko proszę, niech między nami już będzie wszystko okej... - Spojrzał w bok. Przy widnokręgu widać już było tylko lekką łunę zachodzącego słońca, na niebie pojawiły się gwiazdy. My wciąż staliśmy na środku stawu, bardzo blisko siebie, każde z nas patrzyło się w inną stronę. Czas przemijał powoli. Byliśmy cali mokrzy, moja bluzka pływała gdzieś w wodzie, a na mojej twarzy, ponownie tego dnia, pojawiły się ślady rozmazanego tuszu. Teraz spływały po moich policzkach łzy. Łzy zawodu. A już byłam taka szczęśliwa... Przybliżyłam się do Freda i zarzuciłam mu ręce na ramiona. Przytuliłam się do niego. 
- Nie martw się. Już wszystko jest dobrze… - wyszeptałam, lecz w duchu byłam pewna, że nie wszystko.



~*~



[Draco Malfoy]



  Była już północ. Leżałem na łóżku w moim pokoju.
- Co się ze mną dzieje?! Dlaczego tak reaguję? Wcale nie chciałem tego powiedzieć Hermionie… Kocham ją. Szczerze ją kocham, jak nikogo innego. Mam nadzieję, że to nie koniec… - powiedziałem. Matce, w przeciwieństwie do ojca, zawsze mogłem się zwierzyć.
- Nie martw się Draco, wszystko będzie dobrze, już ja o to zadbam – odparła Narcyza. 
- Co masz zamiar zrobić?
- Wkrótce się przekonasz. Nie martw się, nic złego. Pragnę twojego szczęścia. Dobranoc, kochanie – powiedziała matka i wyszła z pokoju gasząc światło. Długo jeszcze nie mogłem zasnąć, wpatrując się w gwiazdy za oknem i rozmyślając. Co będzie dalej?



~*~




PROSZĘ O NAPISANIU W KOMENTARZU, JEŚLI WIDZICIE GDZIEŚ BŁĘDY.
i w którym akapicie i jakie słowo. Ciężko mi je wszystkie wyłapać, chociaż się staram. Tak szybko chcę dodać rozdziały, że nie jestem w stanie wszystkiego zauważyć. Z góry dziękuję.

7 komentarzy:

  1. Wskoczyli do wody w grudniu?! Zastanów się czasem, co piszesz. Ubóstwiam Fremione i prosze, informuj mnie na swiat-oczami-hermiony.blog.onet.pl ps, tam też niedługo bedzie o Fredzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Hiszpanii w grudniu temperatura wynosi ok. 15 stopni Celcjusza. Nie za ciepło i nie za zimno.

      Usuń
    2. Prawdę mówiąc, nie patrzyłam po temperaturach, po prostu wiem, że w Hiszpanii jest pięknie, a jest to kraj na południu półkuli północnej, więc w zimę nie jest zimno. A skoro to opowiadanie i tak opiera się na magii, to myślę że, wszystko jest możliwe ;p

      Usuń
  2. Przecież są w Hiszpanii, tam jest cieplej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. a co mnie obchodzi ze jest zimno - wazne ze tekst jest piękny i gdy sie go czyta czuje sie wspaniale ;)
    -Menia123

    OdpowiedzUsuń
  4. boże !!
    płaczę. nie mogę się powstrzymać :'( piękny rozdział jak zawsze :)

    chciałabym żeby oni byli razem. po prostu jak ich opisujesz to wiadomo że do sb pasują ;)

    jeszcze raz piękny rozdział ! cudoo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja widzę, jak bardzo słabe są pierwsze rozdziały, ale dziękuję :) Wszystko i tak muszę poprawić, niestety.
      Mimo wszystko - dziękuje :)

      Usuń

© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X