sobota, 18 sierpnia 2012

5. Zysk i utrata


~ Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia.
Miłość bez cierpienia nie jest miłością. ~
- Jan Twardowski



Wrzesień minął niespodziewanie szybko. Pod natłokiem prac domowych ledwo
dawałam radę się uczyć. Dodatkowo zaniedbywałam moje obowiązki przez spotkania z Draconem lub Fredem. Tak, zawsze gotowa i skupiona panna Granger odpuszczała sobie trochę naukę. Ron i Harry zaczęli się na mnie wkurzać, że poświęcam im coraz mniej czasu, oraz nie pomagam w pracach domowych, jak obiecywałam. Niestety, przeprosiny nic nie dawały. Za którymś razem nawet lekko się pokłóciliśmy. Nauczyciele również nie byli wyrozumiali i nic nie pomagały prośby i błagania o mniej prac domowych. Nawet odwołano nam wypad do Hogsmeade. Ta kara odbiła się znacząco na Harry'm i Ronie, którzy potrzebowali dnia relaksu. Bliźniacy nie mieli z tym problemu. Przechodzili tajnymi przejściami kiedy chcieli. Niestety, moi przyjaciele byli zbyt pochłonięci nauką. Do tego dochodziły treningi Quidditcha. Agnelina nie dawała im spokoju. Wieczorami wracali wyczerpani i ubrudzeni. Zbliżał się mecz ze ślizgonami, a ona bardzo chciała poprowadzić drużynę do zwycięstwa.
Początek października przyniósł ze sobą chłodny wiatr i intensywne opady deszczu. Na dworze pojawiła się mgła. Zwykle o tej porze było ciepło, ale nie w tym roku. Przechadzałam się właśnie korytarzem z Draco. Wielu uczniów wciąż patrzyło na nas z niedowierzaniem lub pogardą. Rozmawialiśmy o meczu, gdy mój wzrok wyłapał w tłumie Cho Chang. Promieniała radością. Była to u niej nowość po ostatnim roku. Wciąż płakała przez swojego zmarłego chłopaka i nie mogła sobie wybaczyć kłótni z Harry'm. Co musiało się stać, że była taka szczęśliwa?
- Hermiona! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał zirytowany Malfoy.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Ostatnio dość często ci się to zdarza - stwierdził z przekąsem. To była prawda. Ciągle zapominałam o bożym świecie. Moje myśli zaprzątali Ron i Harry. Nie chciałam, żeby się na mnie gniewali. Może mieli rację? Może naprawdę ich olewałam? Miałam wyrzuty sumienia, że chodzę korytarzami ze ślizgonem, a chłopcy męczą się w Pokoju Wspólnym. Sami na pewno nie dadzą rady z natłokiem zadań.
- Przepraszam. Rzeczywiście jestem niesprawiedliwa.
- Coś się dzieje?
- Nie, wszystko okej - odparłam trochę zbyt szybko.
Wiedział, że kłamię, ale nie mogłam mu powiedzieć nic na temat Pottera i Weasley'a. Nienawidzi ich, od razu zaczęlibyśmy się kłócić. Nie chciałam tego. Teraz, gdy poczułam coś do Malfoy'a, nie mogłam pozwolić na to, by coś się zepsuło. Za bardzo bolałoby mnie nasze rozstanie. Teraz wydaje mi się, że chłopak zawsze wzbudzał we mnie dziwne uczucia. Od piątej klasy byłam w nim beznadziejnie zakochana, choć przyznałam się sama przed sobą dopiero w wakacje. Tylko czy Draco naprawdę mnie kocha? Czy nie za szybko się ze mną pogodził?
- Muszę już iść. Oberwałem szlaban u McGonnagal. Ciekawe co tym razem ta stara wiedźma wymyśli - oznajmił chłopak.
- Draco! Profesor McGonnagal jest surowa, ale sprawiedliwa. Na pewno zasłużyłeś na zostanie po godzinach.
- Ja tylko podmieniłem jakiemuś drugoklasiście książki o Quidditchu na gazety o nowej modzie w świecie czarownic i cała klasa się z niego naśmiewała. Nie moja wina, że bachor się poskarżył!
- Po prostu przestań znęcać się nad innymi dzieciakami.
- To był żart!
- A z jakiego domu był?
- No.... Hufflepuff.
- Wszyscy wiedzą, że Puchoni są uważani za gorszych. To nie prawda.
- Przecież nie są przebiegli, odważni ani inteligentni.
- Ale za to są wierni. Zakończmy temat. O której masz być na szlabanie?
- A która jest?
- Siedemnasta dziesięć.
- Cholera jasna, jestem spóźniony! Przepraszam, muszę lecieć. Widzimy się jutro! - krzyknął na odchodne i pobiegł korytarzem, przepychając się wśród uczniów. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Po drodze natknęłam się na Dianę Green, dziewczynę z którą dzielę dormitorium. Zawsze bardzo ją lubiłam, choć nie przyjaźniłyśmy się. Była to piękna blondynka, o dość nietypowej urodzie. Miła, sympatyczna, dobrze się uczyła. Przepadałam za nią. Zawsze mogłam się z nią pośmiać, plotkować i gadać całymi wieczorami. Razem z nami oczywiście były Lavander i Parvati.
- Cześć, Di! Co słychać?
- Jak na razie dobrze, a u ciebie?
- Też.
- Słyszałam, że podbijasz do Malfoy'a? - zapytała prosto z mostu. W jej oczach zauważyłam ciekawość.
- Cóż, po prostu się ze sobą kumplujemy - posłałam jej lekki uśmiech.
- No niech będzie - rzekła zrezygnowana, lecz po jej minie było widać, że nie wierzyła. Dotarłyśmy do Pokoju Wspólnego. W środku było kilka osób, a w tym Harry i Ron. Razem z blondynką usiadłyśmy na kanapie obok ich. Spojrzeli z przekąsem w naszą stronę.
- Cześć chłopcy - przywitałyśmy się.
- Hej Diano - odpowiedzieli.
- Witaj Hermiono - dodał Harry, trochę obrażony.
- Taak, cześć - rzucił Ron i spuścił nos w swoje notatki napisane bardzo niestarannym pismem.
- No nie wierzę! A wy nadal obrażeni? - zapytałam.
- A ty ciągle nas olewasz? - burknął Rudy.
- Przecież właśnie przyszłam wam pomóc.
Chłopcy nieco się rozpogodzili. Dopiero teraz zauważyłam, że Harry był szczęśliwy a Ron spoglądał na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Więc na początek możesz nam poprawić te rysunki na astronomię - powiedział Potter, podsuwając mi dwa zwoje pergaminu, pióro i atrament.
- Sekundę, chłopcy, co się tu dzieje? - zapytała Diana, która chyba również zauważyła tę sytuację.
- Sam chciałbym to wiedzieć, Di - mruknął Ron. Wzrok każdego z nas przeniósł się na czarnowłosego.
- No co? To już nie można być szczęśliwym?
- A z jakiego powodu?
- No... Zbliża się mecz Quidditcha? Jeszcze tylko niecałe trzy tygodnie i rozgromimy Ślizgonów.
- Tak, ten idiota Malfoy dostanie za swoje - Weasley zacisnął dłoń w pięść i uśmiechnął się, prawdopodobnie wyobrażając sobie porażkę Slytherinu.
- Niech będzie. Coś jeszcze muszę sprawdzić? - zapytałam. W odpowiedzi Gryfoni wskazali na stos prac domowych. Czekał mnie długi wieczór.


~*~


Siedząc na kanapie w pokoju wspólnym, poprawiałam ostatnie zdanie z wypracowania Harry'ego. Chłopcy zasnęli nad pracą domową, a ja nie miałam serca ich budzić. Wiedziałam, że męczą się i starają, mimo słabych rezultatów. Odłożyłam pióro i pergamin na stolik obok młodych Gryfonów. Tak słodko wyglądali śpiąc z twarzami przyklejonymi do blatów i lekko rozchylonymi ustami. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na ich widok. Zdałam sobie sprawę z tego, ile dla mnie znaczą. Byli moimi przyjaciółmi od początku, mimo moich humorów i dziwnych zainteresowań nauką. Wspierali mnie, a ja ich. Gdyby trzeba było, oddałabym za nich życie. Harry był mi bliższy, niż Ron. Może to przez tą wakacyjną kłótnię? Od początku wiedziałam, że ten związek wniesie zmiany w naszej przyjaźni. Zaryzykowałam. Zauroczenie było silniejsze, niż zdrowy rozsądek. Cóż, ostatnio zbyt często kieruję się sercem.
- Nie śpisz? - usłyszałam szept tuż przy moim uchu. Drgnęłam. Chłopak zaczął się śmiać. Na mojej twarzy zakwitł rumieniec zawstydzenia.
- Przestraszył mnie pan, panie Weasley - szepnęłam.
- Przykro mi niezmiernie, nie miałem takiego zamiaru, panno Granger.
- Skąd mogę mieć tę pewność? Zakradłeś się tutaj tak cicho, że nawet nie usłyszałam, kiedy wchodziłeś przez dziurę pod portretem.
- Ma się swoje sposoby - uśmiechnął się. - Chodź, pokażę ci coś. Lepiej weź kurtkę.
- Fred, gdzie mnie zabierasz?
- Kradnę cię tylko na kilka godzin, obiecuję, że wrócisz bezpiecznie - uśmiechnął się łobuzersko. Jak zwykle nie mogłam mu się oprzeć, gdy posyłał to czarujące spojrzenie.
Pobiegłam do dormitorium i po cichu, aby nie obudzić śpiących współlokatorek, zabrałam moją kurtkę. Dołączyłam do Rudego i opuściliśmy Pokój Wspólny Gryfonów. Po drodze oczywiście nie obyło się bez głupich docinek i śmiania, w czym chłopak był mistrzem. Zawsze podziwiałam w nim to, że potrafił wszystko obrócić w żart. Zdawał się być taki beztroski, szczęśliwy, jakby nie brał życia na serio. Żył chwilą.
- Freddie, na błonia idzie się w drugą stronę - powiedziałam, gdy zorientowałam się, gdzie się kierujemy.
- Wcale nie mam zamiaru zabierać cię na błonia - posłał mi uśmiech. - Nie pytaj, to niespodzianka - dodał, widząc mój wzrok i zdezorientowaną minę, gdy zwolniłam krok. Zrezygnowana ruszyłam za nim. Mogłam mu tylko zaufać. Po kilkunastu minutach odkryłam, gdzie mnie prowadzi. Złapał mnie za dłoń. Przyjemne iskierki po raz kolejny rozeszły się po całym moim ciele. Momentalnie zrobiło mi się cieplej. Wspięliśmy się na szczyt Wieży Astronomicznej. Przez chwilę stałam jak zamurowana.
- Podoba ci się? - zapytał. Byłam zachwycona.
- Jest cudownie! - tylko tyle mogłam powiedzieć, by opisać atmosferę. Ciepły koc rozłożony na samym środku, mnóstwo smakołyków i piwo kremowe. Niebo pełne gwiazd i wspaniały chłopak, wciąż ściskający moją dłoń. Czego można więcej chcieć? Czułam się jak w jakiejś bajce.
- Usiądźmy - powiedział z wymalowaną radością na twarzy, gdy zauważył moją reakcję. Widocznie był z siebie dumny.
- Uszczypnij mnie, to chyba sen - wyszeptałam. Bliźniak nie mógł się widocznie powstrzymać. Wypełnił moją prośbę, co skomentowałam głośnym "ała!".
- Przecież o to prosiłaś! - tłumaczył się.
- W przenośni! Ach, ci faceci...
- Masz coś do tak wspaniałych mężczyzn, jak ja? - zapytał przesadnie dumnym i nieco obrażonym tonem. W odpowiedzi roześmiałam się.
- Ależ nie, jesteś wspaniały, mój Romeo - rzekłam, po czym pocałowałam go w policzek. W świetle gwiazd zauważyłam, że się zarumienił. Wyglądał tak słodko...
- Wiem o tym. To jak, siądziemy?
- A jeśli powiem, że nie?
- Pożałujesz.
- Zaryzykuję - stwierdziłam. To był jednak zły pomysł.
- Sama tego chciałaś! - już po chwili niósł mnie na rękach. Nic nie pomogło wyrywanie się - był zbyt silny, co nie raz już udowodnił. Po kilku minutach oboje śmialiśmy się wniebogłosy leżąc na kocu i popijając kremowe piwo.
- Dziękuję, że się tak dla mnie postarałeś.
- Wszystko, dla tak wspaniałej dziewczyny. - Uśmiechnął się, po czym oblał rumieńcem.
- Wiesz, czasami sobie myślę, jak muszą czuć się gwiazdy, które oglądają co noc mnóstwo takich scen przepełnionych radością, szczęściem. W niektórych momentach im zazdroszczę.
- Ja tak samo. Ale jest i druga strona medalu. Nie mogą brać udziału w takich cudownych chwilach, jak te, spędzane z tobą. - Zatopił spojrzenie w moich oczach. Próbowałam rozszyfrować coś z jego twarzy, ale była zupełnie nieodgadniona. Po chwili jednak zmieszał się i spuścił wzrok. Długo się nie zastanawiając, wtuliłam się w chłopaka. Przyciągnął mnie mocno do siebie. Ogarnęło mnie niewiarygodne ciepło i poczucie bezpieczeństwa. W jego ramionach byłam szczęśliwa.


~*~


Mijał październik. Coraz więcej czasu spędzałam z Draconem. Spotykaliśmy się na błoniach lub w zamku. Dużo ludzi krzywo na nas patrzyło, ponieważ wszyscy wiedzieli, że Slytherin i Gryffindor nienawidzą się, lecz po pewnym czasie, przywykli. Z Fredem spędzałam mniej czasu, ale nadal był moim przyjacielem. Szczególnie uwielbiałam wieczorne spotkania na Wieży Astronomicznej, gdy patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo. Przez to wszystko zaniedbałam naukę, więc wzięłam moje książki i ruszyłam w stronę biblioteki. Usiadłam w ulubionym fotelu, w samym końcu pomieszczenia i zagłębiłam się w podręczniku do eliksirów. Po blisko godzinie, usłyszałam czyjąś rozmowę zza półki.
- Nie dam rady! - poznałam ten głos.
- Musisz to zrobić!
- Nie chcę. On tego ode mnie oczekuje, ale ja... nie potrafię. Zależy mi - powiedział Malfoy.
- To zakończ to.
- Nie. Nie dam sobie rady. Za bardzo się przywiązałem. Już za późno, Blaise.
- Chłopcy! Jeśli chcecie porozmawiać, wyjdźcie stąd! To jest miejsce do czytania i nauki, a nie do rozmów! - pani Pience wygoniła Dracona i jego przyjaciela - Zabiniego. Na szczęście nie zauważyli mnie, ale słowa Malfoya dały mi do myślenia.


~*~


Siedziałam w pokoju wspólnym Gryffindoru na fotelu przy kominku. Było sobotnie popołudnie, końcówka października. Liście na drzewach za oknem mieniły się złotem i czerwienią, a słońce dawało ostatnie, ciepłe promienie naszej ziemi. Rozmyślałam o pięknie otaczającej nas przyrody, o cyklu przemijania pór roku. Świat zmienia się, a lata lecą. Z biegiem czasu coraz szybciej, aż czasami zatracamy się i jesteśmy jeszcze gdzieś z tyłu, za innymi. Poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy dłońmi.
- Ginny?
- Nie.
- Fred - poznałam głos.
- Jak leci?
- Mam straszne zaległości z eliksirów. Muszę się uczyć.
- Przestań. - Wyrwał mi książkę z dłoni ze śmiechem, jak się ostatnio często zdarzało. - Przejdziemy się?
- Gdzie?
- Pogoda nie jest najlepsza, wieje zimny wiatr. Chodźmy na spacer po zamku.
Zgodziłam się. Chwilę później przemierzaliśmy korytarze Hogwartu rozmawiając. Stwierdziłam, że powinnam wysłać list do rodziców - za cztery dni jest ich siedemnasta rocznica ślubu. Ruszyliśmy do sowiarni. Na szczycie wieży usiadłam przy małym stoliku i napisałam życzenia dla rodziców. Wysłałam sowę szkolną i odwróciłam się. Fred stał bardzo blisko. Uśmiechał się jak zawsze, łobuzersko, lecz w jego oczach ukrywało się jakieś tajemnicze uczucie. Złapał mnie za rękę. Moje serce gnało jak szalone, a przez dłoń przechodziły przyjemne iskierki. Zawsze je czułam, gdy mnie dotykał. Przeczesał moje włosy.
- Hermiono, ja...

BUM.

  Dach sowiarni runął na błonia. Wieżą zatrzęsło, mury pękły, a ja i Fred wywróciliśmy się.
- Chodź, musimy uciekać! – krzyknął. Wstałam i posłusznie pobiegłam za nim po schodach. Nie puszczał mojej ręki, a nawet jakby bardziej ją ścisnął. Wybiegliśmy na błonia. To, co zobaczyłam, było nieprawdopodobne. Kilku śmierciożerców wybiegało z palącej się chatki Hagrida, nad którą...
- Fred! To Mroczny Znak! Szybko, musimy pomóc Hagridowi!
- Nie ma mowy, zostaniesz tutaj.
- Ale Freddie...
- Nie chcę, żeby ci się coś stało, rozumiesz?! Zostań tu i nigdzie się stąd nie ruszaj.
- A ty?
- Pójdę zobaczyć co się dzieje.
- Uważaj na siebie - powiedziałam zaniepokojona.
- Jasne. - Pobiegł przez błonia. Bałam się o niego. Śmierciożercy biegli trawnikiem i rzucali zaklęcia w mury zamku, niszcząc je. Schowałam się za pobliskimi drzewami. Obserwowałam całą akcję. Z zamku wybiegł profesor Dumbledore, McGonnagal, Snape i Slughorn. Pędzili zboczem terenu. Zwolennicy Czarnego Pana zaczęli uciekać.


~*~


- Wszystko w porządku Hagridzie? - siedziałam w skrzydle szpitalnym, obok mnie stał Fred. Cały był brudny w popiele. Półolbrzym leżał na dwóch łóżkach. Był wyczerpany, lecz przytomny.
- Chyba tak. Cholibka, jak oni się tu wdarli?
- Co się dzieje?! - do sali wpadli Harry i Ron. Podbiegli do nas, a zaraz za nimi wkroczyli nauczyciele, którzy byli na błoniach.
- O nie! Za dużo was tu, on musi odpoczywać! - warknęła pani Pomfrey.
- Nie martw się Pomono, długo tu nie będziemy. Musimy jednak ustalić, co tu się stało - rzekł dyrektor tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Hagridzie, wyjaśnisz nam to?
- No tego... Siedziałem sobie w chacie, kiedy wpadło kilku takich na czarno ubranych i w maskach i na raz rzucili we mnie oszałamiacze. Potem jeden z nich walnął we mnie Avadą. Myślałem, że to już koniec. Dzięki mojej matce, jestem bardziej odporny na zaklęcia, no ale kilka na raz zwaliło mnie z nóg. Tamci wybiegli, został jeden. Już chciał znowu we mnie celować. Mało brakowało, a bym zginął. Na szczęście Fred wpadł do środka. Tamten się przestraszył i zwiał tylnym wyjściem. Tylko że przy tym, walnął zaklęciem w chatę i zawaliła się. Śmierciożercy myśleli, że już nie żyję, dlatego wyczarowali Mroczny Znak. Mało brakowało - zakończył Rubeus.
- Ale jak oni pokonali zabezpieczenia? - zapytała McGonnagal.
- Sam się nad tym zastanawiam - Snape krzywo spojrzał na Harry'ego.
- No już, idźcie stąd! On musi się wyspać! - Pani Pomfrey wygoniła wszystkich ze skrzydła szpitalnego.


~*~


Był niedzielny wieczór. Siedziałam z Draconem na szczycie wieży astronomicznej. Zwykle przebywałam tu z Fredem, ale dzisiaj było inaczej.
- Wiesz Hermiono, długo nad wszystkim ostatnio myślałem... Pamiętasz czasy, gdy byliśmy największymi wrogami? - spojrzał mi w oczy. Jego były piękne, stalowoszare. Odbijały się w nich blask gwiazd na niebie. Było już ciemno, chłodny wiatr nas owiewał i słychać było szum jeziora.
- Pamiętam...
- Dla mnie to bardzo odległa przeszłość - wczesał dłoń w moje włosy i złapał mnie za rękę.
- Dla mnie też..
- Więc... może... - pocałował mnie. Namiętnie. Jak nigdy nikt inny. Cudowne ciepło rozeszło się po moim ciele. Bez zastanowienia oddałam pocałunek. Poczułam, że bardzo go pragnę. To wciąż było dla nas za mało. Wbiłam mu paznokcie w szyję, gdy ugryzł moją wargę. To było coś cudownego. Brakowało mi czegoś takiego od bardzo dawna. Nawet kiedyś z Ronem było inaczej. Tak... pusto... Teraz czułam już na pewno, że bardzo kocham ślizgona. Nie mogłam tego dłużej ukrywać.
- Kocham cię, Draco - wyszeptałam. Popatrzył na mnie. Nie tak, jak zawsze. To spojrzenie było inne, pełne miłości.
- Ja ciebie też - odpowiedział. Emanowałam szczęściem. Ponownie zanurzyliśmy się w pocałunku.


~*~


Następnego dnia cała szkoła huczała tylko o jednym: Hermiona Granger i Draco Malfoy są razem. Ludzie różnie reagowali: niektórzy byli w szoku, jak Ron czy Harry, a inni mówili, że byli pewni, że będziemy parą, np Ginny.
- Wspaniale Miono! Może nauczysz go przy okazji trochę przyzwoitości. - Ruda promieniała.
- Dzięki. Jestem taka szczęśliwa...
- Hermi, a on wie? - Ginny lekko spochmurniała. Patrzyła na mnie smutnymi oczami. Zrozumiałam, że mówi o Fredzie.
- Nie wiem. Jeśli ktoś mu powiedział, to wie.
- Wydaje mi się, że powinien to usłyszeć od ciebie, a jeśli już się dowiedział, to raczej powinniście pogadać.
- Przecież zrozumie, przyjaźnimy się...
- Wiem, ale... Proszę, porozmawiaj z nim. To mój brat...
- Okej, pójdę z nim pogadać – rzekłam. Wyszłam z dormitorium i udałam się na poszukiwania Freda. Gdy schodziłam po schodach, zauważyłam przez okno jego i Georga. Siedzieli na ławce na dziedzińcu. Ten pierwszy wydawał się być załamany, a drugi go pocieszał. Co się mogło stać? Poszłam do nich.
- Cześć – powiedziałam, gdy dotarłam na zewnątrz.
- To... może was zostawię samych... - rzekł George i zniknął w jednym z korytarzy.
- Mogę się przysiąść? - chłopak tylko kiwnął głową. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Coś się stało Freddie?
- Nie - odparł. Nie był to ten sam ton głosu, który znałam. Ten był zimny i oschły.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem z Draconem.
- Wiem. Od kiedy?
- Od wczoraj... - chłopak westchnął. - Co się dzieje? – zapytałam lekko sfrustrowana. Czy chodziło mu o mój nowy związek?
- Nic.
- Fred, mi możesz powiedzieć. O co chodzi?
- O nic. Dasz mi spokój czy nie?! - Jeszcze nigdy się tak w stosunku do mnie nie wyrażał. Co go ugryzło? A może jednak...
- Chodzi o Draco, tak?! – wstałam zdenerwowana. Nie czekałam na odpowiedź, widziałam, że trafiłam w dziesiątkę. - Tylko dlaczego, co?!
- Powiem ci dlaczego! - Fred też wstał. - Bo cię kurwa kocham, rozumiesz?! Cholernie kocham! - Byłam w szoku. Stałam i nie mogłam się nawet poruszyć. Zebrał się spory tłum i wszyscy na nas patrzyli. Nie obchodziło mnie to. W tej chwili mój mózg zaczął wolniej pracować, a w żołądku jakby zaczęła ciążyć bryła lodu. Serce biło mi szybszym rytmem, a nogi zrobiły się miękkie jak z waty. Patrzyłam na Rudego, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. Był zdenerwowany i szybko oddychał. Wreszcie wyjąkałam:
- P... p... przepraszam. - Po policzku Freda spłynęła łza. Szybko ją otarł. Odwrócił się i odszedł. Po prostu odszedł. A ja poczułam w sercu ogromną pustkę.


9 komentarzy:

  1. Wow, sytuacje tak szybko się zmieniają, że co chwilę wybucham śmiechem, kręcę ze szczęścia lub płaczę nad biednym Fredem. Na prawdę nie wiem, skąd ludzie biorą takie wspaniałe pomysły na opowieści. xdd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A autorka tego opowiadania ma ich bardzo dużo. Zazdroszczę talentu ;)

      Usuń
  2. Z każdym kolejnym rozdziałem jestem coraz bardziej ciekawa jak to się wszystko skończy... Cudowna opowieść! Zazdroszczę talentu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne!!!
    nie wiem jak to robisz, ze za każdym razem kiedy czytam twojego bloga odczuwam to wszystko co bohaterzy ;) super ;) druga J.K. Rowling :D
    -Menia123

    OdpowiedzUsuń
  4. To było świetne! Dziewczyno masz talent! Poryczałam się jak dziecko...

    OdpowiedzUsuń
  5. czytalam mnóstwo ff. za szybko sie rozkreca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, ale to pierwsze rozdziały jakie w życiu pisałam, nie wymagaj cudów... Potem zwolniłam akcję, dopiero się uczę, wiec proszę o wyrozumiałość w pierwszych rozdziałach ;) Dobrze wiem, że za szybko idzie, ale poprawię to w ferie.

      Usuń

© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X