środa, 10 lipca 2013

24. Lekkość


Na samym początku chciałabym przeprosić Leaenę. Cóż, wszystko możesz odczytać na gg, na maila nie chce się wysłać. 
Z dedykacją dla Pauli. Wiem, że będzie ok. Musi być.. 
Tak, dobrze widzicie, nowy szablon. Tamten mnie już denerwował. 
Rok szkolny, zawiecha bloga... Tiaa. Na szczęście któregoś dnia złapała mnie wena, usiadłam i tak oto wracam z nowym rozdziałem ;) Do tego mam juz trzy strony kolejnego. 
Ostatnio był trudny okres. Poprawianie ocen itp... 
Możecie składać gratulacie. Martt wyciągnęła średnią 5.2 uhuhu! ^^ 
Dobra, koniec szaleństwa. Dodam tylko, że opowiadanie powoli zmierza ku końcowi. Nie, nie rozstaję się z blogosferą. Szykuję coś nowego, lepszego ;) 
A tymczasem zapraszam na dół. 


~*~

~ Podstawą szczęścia jest wolność, a podstawą wolności odwaga. ~
- Tukidydes

Draco szedł pustym korytarzem, rozmyślając. Nagle poczuł pod stopami coś twardego. Podniósł rzecz, uważnie obracając ją w bladych palcach. Łańcuszek Hermiony, podarowany jej w dzień Bożego Narodzenia. Wyrzuciła ten cenny przedmiot, tak samo jak jego ze swojego serca. A może tak naprawdę nigdy tam nie trafił? 
Może nie poświęciła jego osobie czasu? Chciała wydobyć informacje o Voldemorcie? Swojej rodzinie? 
Co za bzdury. 
Przecież to ona sam ją wykorzystał. ON. 
Mimo wszystko, coś poczuł do zarozumiałej Gryfonki, z którą spędzał każdą wolną chwilę, oby tylko mu zaufała. 
Co teraz? Zniszczył wszystko. Zorientowała się, prawda? Co nią kierowało? 
Nie wiedział. Kompletna pustka w głowie. 
Nie, to nie była miłość. Zwykłe zauroczenie, przywiązanie. Musi tak o tym myśleć. 
Poczuł złość do samego siebie. Spojrzał na medalion i zacisnął wargi do krwi. Wyjął różdżkę  i jednym zaklęciem zniszczył wisiorek. Popiół spadł powoli na czystą podłogę, razem z jego wspomnieniami. 
W co on do cholery się wplątał? Czy miało to jakikolwiek sens? Teraz zawiódł ciotkę Irmę i Czarnego Pana. 
Musi się wycofać. 
Musi uciec. 
Musi zapomnieć. 
O lśniących, orzechowych tęczówkach, bujnych włosach, kwiatowym zapachu. 
O niej. 

~*~

Barty Crouch Junior upadł na kolana. Schylił nisko głowę i zaczął błagać o litość. W ciemnym pomieszczeniu stało kilku śmierciożerców, a na starym, czarnym fotelu przed nimi siedział nie kto inny, jak sam Lord Voldemort. Przez szczeliny zasłoniętych okien do pomieszczenia dostawały się smugi światła, w których widać było tańczące pyłki kurzu. W pokoju panowałaby głucha cisza, gdyby nie rozdzierające krzyki ciemnowłosej kobiety. 
Czarny Pan wykrzywił wargi w sadystycznym, szaleńczym uśmiechu. Opuścił różdżkę. Gdy zaczerpnął powietrza, wszyscy obecni wstrzymali oddech. 
- Widzisz, Bartemiuszu, co przeżywa twoja ukochana żona? Mogła nie namawiać mnie do zmiany planu. Mogła się nie wtrącać. Nadal nie mam ani szlamy Granger, ani Pottera. Cóż, teraz dziwka swoją głupotę przypłaci życiem. Tylko pytanie, czy zechcesz do niej dołączyć? – usłyszeli zimny, przeciągły głos niczym syk węża. Crouch podniósł lekko głowę i spojrzał w czerwone tęczówki Mistrza. 
- Panie, ja... 
- Znaj moją łaskę, masz wybór. Albo ją zabijesz i dalej będziesz poddanym w moich szeregach, albo zginiecie oboje - odrzekł cicho.
Mężczyznę sparaliżowało. Spojrzał na swoją ledwo przytomną żonę, po czym wstał i podszedł do niej. Dotknął jej bladego, zakrwawionego policzka, po czym uniósł podbródek, aby spojrzeć w oczy. W te piękne, orzechowe tęczówki, które każdego dnia dawały mu nadzieję, na lepsze jutro. Był szaleńcem, ale również z miłości do tej kobiety. Musnął lekko malinowe usta, jakby z utęsknieniem i żalem.
- Żartujesz, Crouch? Będziesz umierał w imię miłości? Czegoś, co nie istnieje? - usłyszał twardy głos Lorda. Śmierciożercy zaśmiali się cicho, bojąc się reakcji Pana. Zupełnie ich zignorował.
- Ty nigdy nie dowiesz się, co to miłość, Tom - rzekł cicho. - Nigdy! - krzyknął, po czym wysłał kilka zaklęć śmiertelnych w stronę zakapturzonych postaci. Zielone promienie wypełniły salę. Mężczyzna wciąż ściskał dłoń ukochanej żony. W pewnym momencie padł razem z nią na zakurzoną, drewnianą podłogę, bez cienia życia. Umarli razem, zacieśniając  uścisk. Wariactwo.
Kochała go, on ją także. Była to miłość pełna rozczarowań, ale na tyle silna, by przetrwać lata. 
Irma Crouch zabrała ze sobą do grobu tajemnicę romansu z Syriuszem Blackiem. Nie żałowała. Odnalazła córkę, rozwikłała swą tajemnicę. Zrozumiała, że nadal kocha Barty'ego. 
Odeszli razem. 
Szczęśliwi. 

~*~

Bellatrix Lestrange wstała z podłogi, po czym otrzepała zakurzoną szatę i poprawiła włosy. Nie mogła uwierzyć w to, co się zdarzyło. Przed jej oczami leżały martwe ciała dwójki kochanków. Barty poświęcił się dla Irmy. Kochał ją. Rudolf nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Był zwykłym tchórzem, śmieciem.
Zdrajcą.
Nagle doznała szoku. Ujrzała swojego męża leżącego nieopodal. 
Jego oczy świeciły pustką. 
Jego dusza opuściła ciało. 
Samotna łza spłynęła po bladym, alabastrowym policzku. 
Nie bolało, wręcz przeciwnie. Dzika radość uwolniła się w niej, rozlewając po całym ciele. 
Była szalona. 
Była wariatką. 
Szczęśliwą wariatką. 
Odnalazła spokój ducha. 
Wreszcie była wolna, cudownie wolna!
Rozejrzała się po sali. Widocznie zaklęcia Croucha, które wysłał przed śmiercią opanowany wściekłością, dotknęły nie tylko jej męża, lecz również Greybacka i Hardsona. Z gardła Czarnego Pana wydał się przeraźliwy ryk niezadowolenia, tak bardzo raniąc jej uszy. Czuła jego złość i zawód. 
Czerwone źrenice zapłonęły żywym ogniem. Voldemorta ogarnęła zimna furia, którą starał się ukryć pod maską bezlitosnej obojętności. Oddychał szybko, co było widać bardzo wyraźnie. Jego klatka piersiowa falowała szybko, a blade palce zacisnęły się w pięści. Po kilku chwilach przemówił, a jego głos był bardziej zimny, niż lód. Szepty i lamenty poddanych ucichły. Śmierciożerców jakby sparaliżowało ze strachu - nie chcieli podzielić losów swoich kolegów.
- Mam już dosyć, trzeba działać. Yaxley, Avery, Carrow, Rookwood, sprzątnijcie stąd te ciała, wyrzućcie gdzieś, daleko stąd. Bellatrix, sprowadzisz mi tutaj młodego Zabiniego. Rowle, zwołujesz ludzi z południowej Brytanii. Travers, bierzesz północ. Resztą zajmie się Nott. Macnair przygotuje ludzi. Już wkrótce zacznie się wojna. 

~*~

Wpadłam ze łzami do szkoły. Ruszyłam długim korytarzem na południe, na dziedziniec zamkowy. Zauważyłam niedaleko moich przyjaciół, opierających się o ścianę i wyraźnie na coś lub kogoś czekających. Pobiegłam w ich stronę. Rzuciłam się na szyję Harry'emu, następnie przytuliłam Rona, Dianę i Ginny. Spojrzałam na nich z szerokim uśmiechem na ustach. 
- Hermiono, czemu płaczesz? - zapytał Potter z dziwnym wyrazem twarzy. Martwił się. Westchnęłam głośno, po czym oświadczyłam oficjalnym tonem. 
- Wasza kochana przyjaciółka Hermiona Granger uwolniła się wreszcie od Dracona Malfoya. Już nie jest z nim i nigdy więcej nie będzie!
- Nareszcie! - krzyknął uradowany Ron i wypuścił głośno powietrze. Zauważyłam, że wszyscy stali się szczęśliwi. Czy tylko ja nie widziałam tego, że Malfoy mnie omamił? 
Jaka byłam głupia. 
Jaka naiwna. Mogłam się skupić na nauce…
Właśnie, nauka. Zawaliłam po całości! Mam jeszcze lekcje do odrobienia! 
- Widzę, że się cieszycie. A teraz zmykam, bo muszę na jutro napisać wypracowanie z eliksirów na temat... 
- Żartujesz sobie?! - wykrzyknęła Ginny, robiąc wielkie oczy. Była zdziwiona, jak i pozostali.  
- Coś się stało? - zapytałam z dezorientacją. Przecież odrabianie lekcji to nic złego... 
- Dzisiaj ma się odbyć impreza! Cała wieża Gryffindoru mówi tylko o tym - rzekła Diana, przeczesując długie blond włosy palcami tuż nad czołem. 
- Wszystko już przygotowane! Fred i George wymknęli się do Hogsmeade i przynieśli mnóstwo słodyczy oraz napoje. Lavander, Parvati, Dean, Seamus i Neville ozdobili Pokój Wspólny - zaczął wyliczać na palcach Ronald. Przerwałam mu machnięciem ręki. 
- Wiem, że wam na to pozwoliłam, ale ta praca jest naprawdę ważna! Slughorn mnie zabije, jeśli... 
- Hermiono! - krzyknął ktoś z oddali. Od razu rozpoznałam ten głos. To był George, który szedł w tę stronę razem z Angeliną. Uniósł rękę i machał jakimś zapisanym kawałkiem pergaminu.  
- Co to jest, George? – zapytałam, gdy znalazł się tuż przy mnie. 
- Ja nigdy nie byłem dobry w nauce, ale Angela... Wiedzieliśmy o twojej pracy domowej od Rona i napisaliśmy za ciebie wypracowanie, żebyś mogła pójść na imprezę. Pomyśleliśmy, że będziesz chciała się jakoś wykręcić, czy coś - odparł, a szeroki uśmiech ozdobił jego przystojną twarz. Ciemnoskóra dziewczyna również wyszczerzyła zęby. 
- Ej, nie patrz tak na mnie! - oburzył się najmłodszy z Weasley'ów. - Nie mogłem pozwolić, żebyś odwalała pracę na eliksiry zamiast się bawić! 
- No niech będzie - odparłam ze zrezygnowaniem, a moje ręce teatralnie opadły w dół. Wszyscy zaśmiali się, a po chwili poczułam, jak ktoś zasłania mi dłonią oczy. 
- Zgadnij kto to? 
Od razu poznałam. W tym głosie było niewyobrażalne ciepło i zrozumienie. Chęć niesienia pomocy i dobro. Odwróciłam się powoli uśmiechnięta, po czym przytuliłam chłopaka.
- Freddie. Gdzie byłeś tyle czasu? - zapytałam, po czym odsunęłam się od niego. Spojrzałam na jego towarzyszkę. - Och, cześć Cho! 
- Witaj, Hermiono. Co u ciebie? - zagadnęła. Od razu było widać, że ma się lepiej niż przez ostatnie dni. 
- Nawet dobrze. Wracałam właśnie z randki z Malfoyem. - Zauważyłam, że Fred spochmurniał, a Cho spojrzała gdzieś w bok. - Spokojnie, nie martwcie się. Zerwałam z nim raz na zawsze. 
- Jestem pewna, że dobrze zrobiłaś - odparła czarnowłosa, a w jej oczach ujrzałam błysk. Mówiła prawdę. A ja poczułam się szczęśliwa. 
Szczęśliwa jak nigdy. 
Szczęśliwa i wolna. 
Już nie byłam zależna od nikogo. Już nie musiałam się męczyć. Ostatnią przeszkodą w normalnym życiu byli Crouchowie. Mimo wszystko, czułam niewyobrażalną lekkość. Miałam kochających przyjaciół, dzięki którym mogłabym zdobywać góry. 
Fred złapał mnie w pasie i obrócił się ze mną. Zaczęliśmy się śmiać, niczym małe dzieci.
Wszystko zaczynało się układać. 

~*~

- Draco, a ty gdzie? - usłyszał zdziwiony głos Goyle’a, który rozsiadł się w fotelu przy kamiennym stoliku. Ich dormitorium było niewielkie. Dzielili je z Blaisem oraz Crabbem, którzy właśnie gdzieś zniknęli. Pomieszczenie przystrojone było w barwach zieleni i srebra. Na nakryciach łóżek widoczne były herby Domu Węża. Draco skręcił na prawo i dotknął dłonią zimnej klamki. 
- Wezmę prysznic - odpowiedział i zatrzasnął się w łazience.
Gorąca woda nie dawała mu tego przyjemnego ukojenia, co zwykle. Skapywała z włosów prosto na twarz, spływała po całym ciele, ale chłopak wciąż czuł wewnętrzne zimno. Sfrustrowany stanął przed lustrem, zacisnął dłoń w pięść i rozbił szklaną taflę, raniąc sobie dłonie. Dziękował Merlinowi za to, że jakiś czas temu zdecydowali wspólnie  kolegami, że lepiej wyciszyć łazienkę. Pękające szkło zapewne zaniepokoiłoby Goyle’a. Oderwał rękaw leżącej na podłodze koszuli i owinął krwawiącą ranę, po czym wypowiadając Reparo! naprawił lustro. Nigdy nie był dobry w zaklęciach uzdrawiających; tym zawsze zajmował się Zabini. Westchnął głęboko, po czym wyszedł do dormitorium. W pomieszczeniu nie przebywał już żaden z uczniów jego roku, za co był im niezmiernie wdzięczny.
Musiał pomyśleć.  Położył się w swoim łóżku i przymknął ciężkie powieki. 

~*~


Pokój Wspólny wyglądał wspaniale. Mnóstwo serpentyn, balonów i łańcuchów. Kolorowe światełka migały we wszystkie strony, a parkiet pełen był tańczących par. Muzyka rozbrzmiewała w całym pomieszczeniu i nadawała miejscu miły klimat. 
Ron tańczył z Dianą, Ginny z Seamusem. Harry zaciągnął w kąt Cho Chang, gdzie mogli się do woli sobą nacieszyć. Ja siedziałam na jednym z foteli przy kominku i piłam przez słomkę ognistą, do której namówił mnie Cormac McLaggen. Właśnie, Cormac. Ostatnio zauważyłam, że często zerkał w moją stronę. Trochę mnie to irytowało, lecz jedynie posyłałam mu lekkie uśmiechy. Dzisiaj, gdy wszyscy mnie zostawili, dotrzymywał mi towarzystwa. 
- Może zatańczymy? – zapytał wesoło. 
Skinęłam głową i ruszyliśmy na parkiet. Kręciłam obroty w rytm muzyki i cieszyłam się chwilą, gdy poczułam, jak Cormac nadepnął mi na stopę. Zignorowałam to, lecz po minucie powtórzył czynność. 
- Przepraszam. Nie umiem zbyt dobrze tańczyć - rzekł obojętnie.
Nagle muzyka zmieniła się na powolną. McLaggen przysunął mnie do siebie i spojrzał głęboko w oczy. Co jak co, ale jego tęczówki były przepiękne. Błękitne, świecące oczy zdawały się omiatać wzrokiem każdy skrawek mojej twarzy. Speszyłam się lekko i spuściłam wzrok. W tym momencie poczułam, że musnął moje usta. Przeszły mnie dreszcze i stanęłam ze strachu jak sparaliżowana, lecz chłopak chyba pomyślał, że zatrzymuję się, by oddać się pieszczocie. Jego wargi jeszcze raz dotknęły moich, gdy poczułam jak ktoś szarpie mnie za rękę. Cudowne iskierki. Co się dzieje, że czuję je za każdym razem, gdy  on dotyka mojej skóry? Fred wyrwał mnie z uścisku Cormaca. 
- Wybacz McLaggen, odbijany. - Weasley posłał mu swój zabójczy, łobuzerski uśmiech i porwał mnie między inne pary. Zauważyłam kątem oka jak blond włosy Gryfon stoi zdezorientowany, jakby nie wiedział co robić. Po chwili siedziałam obok Freda na schodach prowadzących do dormitoriów chłopców. 
- Oszalałaś? - zaczął wściekły. 
- O co ci chodzi? – zapytałam, unosząc w górę lewą brew. 
- Całowałaś się z McLaggenem - rzekł zdenerwowany. 
- I dzięki Bogu, że mnie stamtąd zabrałeś! – odparłam, wypuszczając głośno powietrze. Mina chłopaka natychmiast się zmieniła. 
- Więc... nie chciałaś tego? - zapytał cicho, patrząc na mnie z nadzieją. 
- Nie. Nie miałam najmniejszego zamiaru całować się z Cormacem. - Przekręciłam głowę w bok i nagle mnie olśniło. - Freddie, czy ty byłeś zazdrosny? 
- Ja? Nigdy w życiu! - odparł trochę zbyt szybko, robiąc się czerwony na twarzy. - Po prostu wiem, jaki on jest. 
Zaśmiałam się cicho. Był taki słodki, gdy się rumienił... 
- Gdzie byłeś do tej pory? - zapytałam. 
- Odwalałem szlaban u Snape’a. Na szczęście dzisiaj ostatni dzień. Dzięki Dumbledore'owi mamy trochę skróconą karę. Cho zerwała się wcześniej, ponieważ przybyli jej rodzice. Zażądała swoich rzeczy. Wyrzekła się rodziny i od wakacji zamieszka w Norze. Gdy Harry skończy szkołę, zapewne się do niego przeprowadzi. Na Grimmauld Place. Oczywiście zostanie ochroniona wszelkimi zaklęciami przed swoimi rodzicami…
- Och, to cudownie! Wreszcie będzie bezpieczna i niezależna! - odparłam. Wypatrzyłam w tłumie Krukonkę wirującą w rytm muzyki razem z Harrym. - Jest taka śliczna... 
- Tak, to prawda. Harry to prawdziwy szczęściarz - odparł Fred. 
Spuściłam głowę. Diana i Ron. Harry i Cho. Angelina i George. Moi przyjaciele poukładali sobie życie, a ja straciłam czas na Malfoya... 
- Nie myśl już o nim - odrzekł Weasley, widząc moją smutną minę i pojmując, co dzieje się w mojej głowie. - Chodź! – Pociągnął mnie na środek Pokoju Wspólnego.
Tańczyłam z Fredem do utraty tchu. Parkiet był nasz. Muszę przyznać, że jest świetnym tancerzem. Tego dnia zrozumiałam, że przyjaźń to największy skarb, jaki posiadam. 

~*~

Rano, gdy tylko wstałam, dotknął mnie ostry ból głowy. Rozejrzałam się po pokoju. Parvati spała na swoim łóżku, a jej głowa śmiesznie zwisała poza jego krawędź. Dwa pozostałe były puste. Wstałam, odświeżyłam się w łazience, ubrałam i zeszłam na dół. 
W kompletnie zdemolowanym Pokoju Wspólnym siedzieli moi przyjaciele. Diana i Lavander  spały dziwnie powyginane na kanapie, Harry siedział w fotelu i wbijał wzrok w krajobraz za oknem, a Ron sprzątał puste opakowania po smakołykach. Gdy tylko mnie zauważył, uśmiechnął się promiennie. 
- Jak się spało, Herm? - zapytał wesoło. 
- Nawet dobrze. Ma ktoś może eliksir na kaca? - Przeciągnęłam się leniwie i opadłam na fotel obok. W tym momencie Harry odwrócił się w moją stronę z kamienną twarzą. 
- Hermiono, muszę cię o coś spytać. Czy ty... Czy jesteś pewna, że Dracon współpracował z Czarnym Panem i śmierciożercami? 
To pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Poprawiłam się w siedzeniu i wbiłam wzrok w stolik, po którym chodziła mucha, nieznośnie brzęcząc. Zmarszczyłam brwi i przymknęłam powieki. 
- Wiesz Harry, że... Byłam tam. Powiedziałam wam już wszystko. Nie chcę do tego wracać. 
- Rozumiem, przepraszam. Wydaje mi się tylko, że... Oni coś planują, a Malfoy może im pomóc. Zechce się zemścić. 
Chłopak znów popatrzył się za okno. Prószył lekki śnieg. Mimowolnie zadrżałam z zimna. 
- Chodźmy juz na śniadanie - odparł Ron, nie tracąc dobrego humoru, a chcąc zmienić temat. Widocznie był bardzo zadowolony po imprezie spędzonej z Dianą. 
Zeszliśmy po marmurowych schodach ledwo żywi, nie licząc rudowłosego. Zostawiliśmy przyjaciół w Pokoju Wspólnym – niech się dobrze wyśpią. Wszyscy tańczyliśmy do późnej nocy i nie wyobrażaliśmy sobie dzisiejszego dnia bez mocnej kawy. 
Weszłam do Wielkiej Sali i od razu podbiegł do mnie Fred. Był biały na twarzy, a jego ręce drżały. W dłoni trzymał Proroka Codziennego. 
- Hermiono! - krzyknął, po czym podbiegł i złapał mnie za rękaw. - Musisz to zobaczyć. 
Przeraził mnie jego grobowy głos i powaga na twarzy. Wzięłam gazetę w dłoń i przeczytałam wskazany artykuł. 

Umarła po raz drugi wraz z zaginionym przestępcą! 
Irma Crouch (zd. Black) była uważana za zmarłą od ponad trzech lat. Wszyscy byli w szoku, gdy dziś w nocy znaleziono jej martwe ciało. Trzymała za rękę swojego również zmarłego męża i śmierciożercę - Barty'ego Croucha Juniora. Po tym, jak dwa lata temu uciekł przed Dementorami z Hogwartu, był poszukiwany w całym świecie czarodziejów. 
Małżonkowie zostali zabici zaklęciem Avada Kedavra. Ich ciała zostawiono w parku w Londynie. Jak podaje nasz informator, Kennedy Robinson, oboje od dawna służyli Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Prawdopodobnie to właśnie Sami-Wiecie-Kto zabił tę dwójkę. 
Kolejne informacje w następnym wydaniu Proroka Codziennego. 
Weronica Dorner 

Odrzuciłam gazetę na podłogę i spojrzałam w stronę sklepienia Wielkiej Sali. Odetchnęłam głęboko. Poczułam niesamowitą wolność. Wreszcie byłam niezależna! Wszystkie wspomnienia dotyczące pobytu w Malfoy Manor wydały się być złym koszmarem. Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam na szyję Freda. 
- Nareszcie! -  krzyknęłam. Kilku uczniów spożywających posiłek spojrzało na mnie nieprzychylnym wzrokiem, ale nie obchodziło mnie to. Zauważyłam jak Harry i Ron podnoszą gazetę i zaczynają czytać. Chciałam krzyczeć, tańczyć, śpiewać z radości! 
W tym momencie spojrzałam w stronę stołu Slytherinu. Draco właśnie pochwycił Proroka Codziennego. Po chwili podniósł wzrok i nasze spojrzenia na moment się spotkały. Zauważyłam współczucie i ulgę. Moja twarz nadal wyrażała szczęście. W tym momencie poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam załzawioną twarz Narcyzy Malfoy. 
- Witaj, Hermiono. Możemy porozmawiać? - zapytała. 
- Dzień dobry. Oczywiście - odparłam i odeszłam z nią w róg sali wejściowej. Zauważyłam w jej oczach łzy, strach i smutek. Skąd ona się tutaj w ogóle wzięła?
- Pewnie już wiesz, że Barty i Irma... 
- Tak, wiem. 
- Przepraszam cię... 
- Za co? - zapytałam zaskoczona, widząc jak ukrywa twarz w dłoniach. 
- To moja wina. Irma nie chciała ściągać ciebie i Pottera do Czarnego Pana. Jej naprawdę na tobie zależało. Chciała cię poznać, odzyskać. I właśnie za to została ukarana. Barty odważnie jej bronił, zginęli oboje. Gdybym na samym początku nie poparła jej planu... Przepraszam. Straciłaś rodziców już drugi raz... - kobieta wpadła w histeryczny szloch. 
- Niech pani przestanie. Nic sie nie stało. Przykro mi... - Podeszłam i poklepałam ją po plecach. Wzbudziła moje współczucie. Nawet będąc w jej posiadłości, zawsze była dla mnie miła. 
Odetchnęłam głęboko. 
- Hermiono, gdybym mogła dla ciebie coś zrobić... 
- Może pani – Przerwałam jej.
Spojrzała na mnie z ciekawością. 
- Niech pani zadba, by Draco był dobrym człowiekiem i zrezygnował ze służby u Voldemorta. Niech dba pani o rodzinę, choćby nie wiadomo co. Nie, nie jesteśmy już razem, ale liczę na to, że można go jeszcze uratować. On nie jest zabójcą…

~*~

Klika następnych dni niosło ze sobą smak zwycięstwa. Wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni z życia. Wróciłam do formy i nadrobiłam na lekcjach kilka punktów dla Gryffindoru, które zabrał Harry’emu Snape. Wszystkie zaległości już opanowałam i z chęcią uczyłam nowych zaklęć. 
Jedyne, co popsuło mi humor na kilka dni to widok Malfoya z Greengrass paradujących po korytarzu i trzymających się za ręce. Widocznie miałam rację, że z nim zerwałam. Poczułam lekki ból w okolicy serca.
Nic więcej. 
I było mi z tym dobrze. 
Nadchodził właśnie dzień strasznie wyczekiwany przez większość uczniów Hogwartu. Walentynki. Nigdy jakoś nie zwracałam uwagi na rozchichotane pary, mnóstwo serduszek i konfetti w licznych kawiarniach w Hogsmeade, czy też rozdawane miłosne kartki. Nie liczyłam na nic i nie wysyłałam walentynek. Dlatego zdziwiłam się rano na śniadaniu, gdy dwie, brązowe sowy zrzuciły mi koperty. 
Pierwsza kartka była cała przeraźliwie różowa, a gdy ją otworzyłam, mały, tłusty amorek zaczął wyśpiewywać okropną balladę o miłości. Niżej był napis: "Dla najcudowniejszej dziewczyny pod słońcem - Cormac". W tym momencie usłyszałam brzdęk sztućców. Neville, słysząc tę piosenkę, upuścił ze strachu widelec. Natychmiast zamknęłam walentynkę i wrzuciłam z powrotem do koperty, przysięgając sobie w duchu, że w Pokoju Wspólnym od razu ją spalę w kominku. 
Druga kartka była żółta, starannie wykonana. W wielkim, czerwonym sercu ujrzałam moje imię. Nigdzie nie było podpisu czy choćby jakiejkolwiek wiadomości. 
Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym pochwyciłam widelec i zaczęłam jeść jajecznicę z bekonem. We wspomnieniach powróciłam do dnia, w którym rozmawiałam z Narcyzą Malfoy. Wieczorem odwiedziłam profesora Dumbledore'a, który poinformował mnie o wszystkim jeszcze raz i zaproponował pójście na pogrzeb. Zgodziłam się z czystej grzeczności i następnego dnia, podczas skromnej uroczystości, pożegnałam raz na zawsze Irmę i Barty'ego Crouchów. 
- Cześć, Hermiono! - Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos Ginny. 
- Dzień dobry. Jak leci? - zapytałam. 
- Na razie dobrze. Seamus złożył mi życzenia z okazji walentynek. Och! Widzę, że już dostałaś kartki! - wykrzyknęła dziewczyna i zaczęła przeglądać z zachwytem tę żółtą. Gdy wyciągnęła prezent od Cormaca, przestraszyła się i rzuciła kartkę prosto w miskę z owsianką należącą do Neville'a. - Ups, prepraszam! - wykrzyknęła w jego stronę, robiąc smutną minę. 
- Nic nie szkodzi. Nie dziwię ci się, że tak zareagowałaś. Wiesz, jak to wyje? 
Wszyscy wybuchnęliśmy gromkim śmiechem, zwracając na siebie wzrok niektórych nauczycieli. 
Po posiłku, kilku wskazówkach Ginny na temat tajemniczego wielbiciela i uwagach Snape'a, który właśnie przechodził, na temat dobrego zachowania podczas śniadania, wstałam i poszłam w stronę szklarni. Zielarstwo nie było moją specjalnością, choć darzyłam sympatią panią Sprout. Stanęłam przed szklarnią i czekałam na przyjaciół. Zauważyłam samotnie stojącą Hannę Abbott. Podeszłam do niej i zaczęłam rozmawiać na temat zbliżającego się meczu Quidditcha między Hufflepuffem, a Slytherinem. Dziewczyna twierdziła, że dzięki nowej taktyce dadzą radę pokonać Ślizgonów. Bardzo wątpiłam. Niezbyt pasował mi do rozmowy temat tej gry, lecz od kiedy dziewczyna dostała się do drużyny jako ścigająca, nie mówi o niczym innym. 
- Herm! Wchodzimy - usłyszałam głos swojego przyjaciela, który wybawił mnie od dłuższej męki. Przeprosiłam dziewczynę i posłałam jej lekki uśmiech, po czym weszłam za Potterem do cieplarni numer pięć. Było tu mnóstwo różnorodnych roślin tropikalnych, rosnących w wielkich donicach ustawionych rzędami na półkach i stolikach. Czułam się jak w łaźni.
- Gdzie jest Ron? – zapytałam szeptem Harry’ego. 
- Poszedł do McGonnagal. Podobno miała do niego jakąś sprawę. 
- Kto potrafi powiedzieć cokolwiek na temat dyptamu? 
Moja ręka jak na zawołanie wystrzeliła w górę. 
- Panna Granger? - zwróciła się do mnie starsza kobieta z lekkim uśmiechem na pomarszczonej twarzy. 
- Roślina ta należy do rodziny rtowatych. Wydziela silny, balsamiczny zapach. Używa jej się do produkcji eliksirów. 
- Dziesięć punktów dla Gryffondoru! Tak, roślina ta znana jest szczególnie z... 
- Dzień dobry pani profesor! Przepraszam za spóźnienie, ale byłem u profesor McGonnagal! - krzyknął Ron, wpadając z hukiem do cieplarni. Wszyscy ryknęli śmiechem widząc jego spoconą twarz i rumieńce. Krawat miał niezawiązany, a dłonie pochlapane atramentem. 
- Dobrze, nie rób zamieszania. Stań obok kolegów. Jak więc mówiłam... 
- Psst! Czego chciała od ciebie nasza kochana pani profesor? – zapytał zaciekawiony Harry. 
- Musiałem podpisać jej pismo na temat powrotu do domu. Pochlapałem sobie całe ręce... 
- Zaraz, jakiego powrotu? – zapytałam, robiąc wielkie oczy. 
- Spokojnie, wy też to podpiszecie. Dowiecie się wszystkiego wieczorem... - odparł tajemniczym głosem. 
Nie pytałam o więcej. Mogłam tylko czekać z niecierpliwością na nowe wieści. Dotarły do mnie szybciej, niż myślałam. 

~*~


14 komentarzy:

  1. Aaaa♥ Dopiero teraz dorwałam się do Twojego bloga. Wiesz jak nie lubię Cho.. Grrr:D Dziwnie mi się czyta jej kwestie.. A Cormac? Ja bym mu liścia zasadziła za takie coś.
    Freddie jest zazdrosny?? Wiesz co o tym myślę ... ^^
    Chcę już wiedzieć co to za wieści... Chociaż może.. Nie, lepiej nie. Czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieści w kolejnym rozdziale ♥
      Nie martw się, nic strasznego, tak myślę :D
      No, jeszcze ze 3 rozdziały i epilog... jednak kończę tę historię po wielu chwilach zwątpienia. Cóż, życie dało mi szansę ;)
      Czekam na rozdział u Ciebie na CSP!

      Usuń
  2. Naćpana_Szczęściem ♥♥♥11 lipca 2013 21:28

    Hej!^^
    Jestem na czas! Aż dziwne, no nie?:D
    Jeju, szkoda mi Dracona. Ale zasłużył na to. Dobrze, że Miona z nim skończyła. Teraz nareszcie może związać się z Freddiem!♥
    O rany! Nie mogę uwierzyć, że Barty i Irma nie żyją. Mimo, że nie byli zbyt przykładnymi rodzicami, to jednak mi ich szkoda. To wspaniałe, że Barty umarł za miłość do Irmy. To dowodzi, że jednak nie był tym zgorzkniałym mordercą.♥♥♥ Tylko kurde, co Voldek miał na myśli z tą bitwą? Już chce napadać na Hogwart?
    Ta radość Belli z powodu śmierci Rudolfa mnie przeraziła. Ona to jest zdrowo szurnięta. Ale za to ją uwielbiam!^^
    Impreza, impreza! Mój ulubiony fragment! Cormac, ty durniu, zwalaj na drzewo! Nie zasługujesz na Mionkę! Ona należy do Freddiego!<3 Jak miło, że Fred uwolnił ją od tańca z tym przygłupem. I ta jego zazdrość! Kocham go takiego!:* Już nie mogę się doczekać, aż będą razem!♥
    Teraz Hermiona jest już absolutnie wolna. Od Dracona, od zaborczych rodziców. Dobrze, że wszystko się wyjaśniło. Cudownie opisałaś tą jej radość!:)
    Hah, wiedziałam, że dostanie walentynkę od Cormaca. Obstawiam, że ta druga jest od Fredzia! Słodko!♥
    Ta prośba Hermiony mnie wzruszyła. Bo mimo, że już nic nie łączy jej z Draconem, to dobrze, że chce jego szczęścia.^^
    Co to za wieści?! Ale mnie zaciekawiłaś! Jak mogłaś przerwać w takim momencie!:) Już się nie mogę doczekać nowego rozdziału! Szkoda jednak, że ta historia się kończy. Bardzo się do niej przywiązałam.♥
    Pozdrawiam ciepło i życzę udanych wakacji!:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No hej :D
      Nikt nie powiedział, że Hermiona będzie z Fredem, przecież nie wiadomo jak się ich losy potoczą :D
      Co do wojny... nie zawsze musi odbywać się pod koniec roku ;)
      Ta druga walentynka nie jest od Freda i raczej nikt się nie dowie nigdy od koto. Taki, ot cichy wielbiciel :P
      Wieści już w kolejnym rozdziale, spokojnie ;)
      Dziękuję i wzajemnie <3

      Usuń
  3. Nie podoba mi się to, że napisałam komentarz, opublikowałam go, wchodzę by zobaczyć czy mi odpisałaś a mój komentarz, a on sie nie opublikował. A się nieźle rozpisałam. Wkurzyłam sie ogólnie.
    Jak mogłaś uśmiercić tak wiele osób? Zamieniłaś sie na mózgi z Voldemortem, czy jak?
    Ciesze się, że Irma i Barti umarli szczęśliwi. To najważniejsze. Barti nie zatracił siebie.
    Bella straciła Rudolfa? Przecież ona rozpęta drugą wojnę, w takim stanie. Czeka nas niezłe widowisko :D
    Z jednej strony cieszę się, że jej prawdziwi rodzice umarli, a z drugiej nie. w Końcu Irma chciała dobrze, nie chciała jej wykorzystać, nie chciała jej oddać Voldemortowi tak do końca. Obiecała mu to, a ona nie wiedziała potem jak się z tego wyplatać.
    Najbardziej z twoich postaci chyba lubię (oczywiście zaraz po Hermionie i Fredzie) to Narcyza. Przedstawiłaś ją tak, jak ją sobie zawsze wyobrażałam. Cieszę się też, że Hermiona mimo wszystko dobrze życzy Draconowi. To jest słodkie.
    cieszę się też, że Herm czuje sie lekka i wolna, choć chyba za bardzo pokazała szczęście. Mimo wszystko uważam, że nie ciszyłaby sie tak ze śmierci kogokolwiek (chyba że Voldzia ;D).
    Współczułam Draco, aż do momentu, gdy opisałaś, że prowadza się z tą szmatą ;D (ładnie opisałaś moment w łazience).
    Cóż więcej? Rozpetaj już tę wojnę! :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, z moją odpowiedzą stało się to samo ;/ Blogger ostatnio szwankuje, tak jak z enterami w tekście...
      Uśmiercić wiele osób Tylko trzy. Zresztą, to końcówka historii i musiałam to zrobić, naprawdę.
      Bella cieszy się ze śmierci Rudolfa. Nie mogła go zabić, a jednak pośrednio spełniła się jej zemsta ;D
      Irma chciała dobrze, ale Hermiona tego nie doświadczyła. Dla niej była to potworna męka, tortura. Przecież oni byli okrutni... Herm nie czytała w ich myślach. Nie wiedziała, czego chcą naprawdę. Niestety i tak musiała zginąć.
      W sumie też lubię Narcyzę. Nie wiem tylko, czy nie jest zbyt... bezbarwna?
      Hermiona była torturowana. Przestała czuć zagrożenie. Na Wielkanoc miałaby wrócić do miejsca, gdzie ją poniżają i znęcają się nad nią? Poczuła wolność, dlatego tak zareagowała. Nie mniej jednak, na pogrzeb dotarła. Pożegnała się z nimi. Nie cieszyła się z ich śmierci, tylko z wolności ;)
      No cóż, dziękuję, spróbuję. :D

      Usuń
    2. Ja mam do tego wariującą myszkę, która nie jest w ogóle obok krzyżyka, a zamyka mi np wszystkie strony ;/
      Osoby, które tylko się troszczą o wszystkich dookoła i przekazują znaczące informacja (nigdy się nie wychylają i nie biorą udziału w żadnej akcji) też są potrzebne. To dzięki nim robi się małe kroczki ku zwycięstwu ;) Dlatego Narcyza nie jest bezbarwna :D
      Trochę to wyglądało jakby się cieszyła z ich śmierci ;P To jednak mnie uspokoiłaś ;)
      Czekam na nowość ;)

      Usuń
    3. No cóż, mogło się tak wydawać. Rozdział wkrótce. A u Ciebie kiedy nowość? :)

      Usuń
    4. No co za, nie przeczytała ostatniego rozdziału, a pyta sie o nowość ;)

      Usuń
    5. Przeczytałam! Widocznie nie skomentowałam... szlag. Zaraz to zrobię, przepraszam! ;)

      Usuń
  4. Cudowny rozdział. Strasznie mi się podoba, ale to już wiesz - przez gg :)
    Ale... czo ten Cormack? ;-;
    Tak poza tym, to może było by mi szkoda Malfoya, ale... Nie, jednak, nie. Bardziej to mi Freddiego szkoda - nie tylko w tym rozdziale, ale i wszystkich pozostałych.
    Świetnie też przedstawiłaś Narcyzę, bardzo ją lubię :D
    Co do śmierci Irmy i Barty'ego - to było smutne ale i urocze. Dobrze to przedstawiłaś, przecież Śmierciożercy też mają jakieś uczucia.
    Nie mogę już sie doczekać kolejnego rozdziału *u*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, mimo to i tak dziękuję ;)
      Grr, nie lubię tego całego "czo ten..." xd
      Czy Narcyza nie jest... bezbarwna?
      Śmierciożercy, ale mają własne życie ;d
      Kolejny wkrótce *.*

      Usuń
  5. Czekam na te wieści! :D Fajnie, że wszyscy są szczęśliwi. Ale kiedy ten Fred będzie z Mioną? I co z kochaną Bellą? Czekam dalej, a zajrzałam bez nadziei ;)

    OdpowiedzUsuń

© All rights reserved. Designed by grabarz from WioskaSzablonów. Powered by Blogger. | X X X X