~ Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia.
Miłość bez cierpienia nie
jest miłością. ~
- Jan Twardowski
Wrzesień minął niespodziewanie szybko. Pod natłokiem prac domowych ledwo
dawałam radę się uczyć. Dodatkowo zaniedbywałam moje obowiązki
przez spotkania z Draconem lub Fredem. Tak, zawsze gotowa i skupiona panna
Granger odpuszczała sobie trochę naukę. Ron i Harry zaczęli się na mnie
wkurzać, że poświęcam im coraz mniej czasu, oraz nie pomagam w pracach
domowych, jak obiecywałam. Niestety, przeprosiny nic nie dawały. Za którymś
razem nawet lekko się pokłóciliśmy. Nauczyciele również nie byli wyrozumiali i
nic nie pomagały prośby i błagania o mniej prac domowych. Nawet
odwołano nam wypad do Hogsmeade. Ta kara odbiła się znacząco na Harry'm i
Ronie, którzy potrzebowali dnia relaksu. Bliźniacy nie mieli z tym problemu.
Przechodzili tajnymi przejściami kiedy chcieli. Niestety, moi przyjaciele byli
zbyt pochłonięci nauką. Do tego dochodziły treningi Quidditcha. Agnelina nie
dawała im spokoju. Wieczorami wracali wyczerpani i ubrudzeni. Zbliżał się mecz
ze ślizgonami, a ona bardzo chciała poprowadzić drużynę do zwycięstwa.
Początek października
przyniósł ze sobą chłodny wiatr i intensywne opady deszczu. Na dworze pojawiła
się mgła. Zwykle o tej porze było ciepło, ale nie w tym roku. Przechadzałam się
właśnie korytarzem z Draco. Wielu uczniów wciąż patrzyło na nas
z niedowierzaniem lub pogardą. Rozmawialiśmy o meczu, gdy mój wzrok
wyłapał w tłumie Cho Chang. Promieniała radością. Była to u niej nowość po ostatnim
roku. Wciąż płakała przez swojego zmarłego chłopaka i nie mogła sobie wybaczyć
kłótni z Harry'm. Co musiało się stać, że była taka szczęśliwa?
- Hermiona! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał zirytowany
Malfoy.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Ostatnio dość często ci się to zdarza - stwierdził z przekąsem.
To była prawda. Ciągle zapominałam o bożym świecie. Moje myśli zaprzątali Ron i
Harry. Nie chciałam, żeby się na mnie gniewali. Może mieli rację? Może naprawdę
ich olewałam? Miałam wyrzuty sumienia, że chodzę korytarzami ze ślizgonem, a
chłopcy męczą się w Pokoju Wspólnym. Sami na pewno nie dadzą rady z natłokiem
zadań.
- Przepraszam. Rzeczywiście jestem niesprawiedliwa.
- Coś się dzieje?
- Nie, wszystko okej - odparłam trochę zbyt szybko.
Wiedział, że kłamię, ale nie
mogłam mu powiedzieć nic na temat Pottera i Weasley'a. Nienawidzi ich, od razu
zaczęlibyśmy się kłócić. Nie chciałam tego. Teraz, gdy poczułam coś do
Malfoy'a, nie mogłam pozwolić na to, by coś się zepsuło. Za bardzo bolałoby
mnie nasze rozstanie. Teraz wydaje mi się, że chłopak zawsze wzbudzał we mnie
dziwne uczucia. Od piątej klasy byłam w nim beznadziejnie zakochana, choć
przyznałam się sama przed sobą dopiero w wakacje. Tylko czy Draco naprawdę mnie
kocha? Czy nie za szybko się ze mną pogodził?
- Muszę już iść. Oberwałem szlaban u McGonnagal. Ciekawe co tym
razem ta stara wiedźma wymyśli - oznajmił chłopak.
- Draco! Profesor McGonnagal jest surowa, ale sprawiedliwa. Na
pewno zasłużyłeś na zostanie po godzinach.
- Ja tylko podmieniłem jakiemuś drugoklasiście książki o
Quidditchu na gazety o nowej modzie w świecie czarownic i cała klasa się z
niego naśmiewała. Nie moja wina, że bachor się poskarżył!
- Po prostu przestań znęcać się nad innymi dzieciakami.
- To był żart!
- A z jakiego domu był?
- No.... Hufflepuff.
- Wszyscy wiedzą, że Puchoni są uważani za gorszych. To nie
prawda.
- Przecież nie są przebiegli, odważni ani inteligentni.
- Ale za to są wierni. Zakończmy temat. O której masz być na
szlabanie?
- A która jest?
- Siedemnasta dziesięć.
- Cholera jasna, jestem spóźniony! Przepraszam, muszę lecieć.
Widzimy się jutro! - krzyknął na odchodne i pobiegł korytarzem, przepychając
się wśród uczniów. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam do Pokoju Wspólnego
Gryfonów. Po drodze natknęłam się na Dianę Green, dziewczynę z którą dzielę
dormitorium. Zawsze bardzo ją lubiłam, choć nie przyjaźniłyśmy się. Była to
piękna blondynka, o dość nietypowej urodzie. Miła, sympatyczna, dobrze się
uczyła. Przepadałam za nią. Zawsze mogłam się z nią pośmiać, plotkować i gadać
całymi wieczorami. Razem z nami oczywiście były Lavander i Parvati.
- Cześć, Di! Co słychać?
- Jak na razie dobrze, a u ciebie?
- Też.
- Słyszałam, że podbijasz do Malfoy'a? - zapytała prosto z mostu.
W jej oczach zauważyłam ciekawość.
- Cóż, po prostu się ze sobą kumplujemy - posłałam jej lekki
uśmiech.
- No niech będzie - rzekła zrezygnowana, lecz po jej minie było
widać, że nie wierzyła. Dotarłyśmy do Pokoju Wspólnego. W środku było kilka
osób, a w tym Harry i Ron. Razem z blondynką usiadłyśmy na kanapie obok ich.
Spojrzeli z przekąsem w naszą stronę.
- Cześć chłopcy - przywitałyśmy się.
- Hej Diano - odpowiedzieli.
- Witaj Hermiono - dodał Harry, trochę obrażony.
- Taak, cześć - rzucił Ron i spuścił nos w swoje notatki napisane
bardzo niestarannym pismem.
- No nie wierzę! A wy nadal obrażeni? - zapytałam.
- A ty ciągle nas olewasz? - burknął Rudy.
- Przecież właśnie przyszłam wam pomóc.
Chłopcy nieco się
rozpogodzili. Dopiero teraz zauważyłam, że Harry był szczęśliwy a Ron spoglądał
na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Więc na początek możesz nam poprawić te rysunki na astronomię -
powiedział Potter, podsuwając mi dwa zwoje pergaminu, pióro i atrament.
- Sekundę, chłopcy, co się tu dzieje? - zapytała Diana, która
chyba również zauważyła tę sytuację.
- Sam chciałbym to wiedzieć, Di - mruknął Ron. Wzrok każdego z nas
przeniósł się na czarnowłosego.
- No co? To już nie można być szczęśliwym?
- A z jakiego powodu?
- No... Zbliża się mecz Quidditcha? Jeszcze tylko niecałe trzy
tygodnie i rozgromimy Ślizgonów.
- Tak, ten idiota Malfoy dostanie za swoje - Weasley zacisnął dłoń
w pięść i uśmiechnął się, prawdopodobnie wyobrażając sobie porażkę Slytherinu.
- Niech będzie. Coś jeszcze muszę sprawdzić? - zapytałam. W
odpowiedzi Gryfoni wskazali na stos prac domowych. Czekał mnie długi wieczór.
~*~
Siedząc na kanapie w pokoju
wspólnym, poprawiałam ostatnie zdanie z wypracowania Harry'ego. Chłopcy zasnęli
nad pracą domową, a ja nie miałam serca ich budzić. Wiedziałam, że męczą się i
starają, mimo słabych rezultatów. Odłożyłam pióro i pergamin na stolik obok
młodych Gryfonów. Tak słodko wyglądali śpiąc z twarzami przyklejonymi do blatów
i lekko rozchylonymi ustami. Uśmiechnęłam się sama do siebie, na ich widok.
Zdałam sobie sprawę z tego, ile dla mnie znaczą. Byli moimi przyjaciółmi od
początku, mimo moich humorów i dziwnych zainteresowań nauką. Wspierali mnie, a
ja ich. Gdyby trzeba było, oddałabym za nich życie. Harry był mi bliższy, niż
Ron. Może to przez tą wakacyjną kłótnię? Od początku wiedziałam, że ten związek
wniesie zmiany w naszej przyjaźni. Zaryzykowałam. Zauroczenie było silniejsze,
niż zdrowy rozsądek. Cóż, ostatnio zbyt często kieruję się sercem.
- Nie śpisz? - usłyszałam szept tuż przy moim uchu. Drgnęłam.
Chłopak zaczął się śmiać. Na mojej twarzy zakwitł rumieniec zawstydzenia.
- Przestraszył mnie pan, panie Weasley - szepnęłam.
- Przykro mi niezmiernie, nie miałem takiego zamiaru, panno
Granger.
- Skąd mogę mieć tę pewność? Zakradłeś się tutaj tak cicho, że
nawet nie usłyszałam, kiedy wchodziłeś przez dziurę pod portretem.
- Ma się swoje sposoby - uśmiechnął się. - Chodź, pokażę ci coś.
Lepiej weź kurtkę.
- Fred, gdzie mnie zabierasz?
- Kradnę cię tylko na kilka godzin, obiecuję, że wrócisz
bezpiecznie - uśmiechnął się łobuzersko. Jak zwykle nie mogłam mu się oprzeć,
gdy posyłał to czarujące spojrzenie.
Pobiegłam do dormitorium i po
cichu, aby nie obudzić śpiących współlokatorek, zabrałam moją kurtkę.
Dołączyłam do Rudego i opuściliśmy Pokój Wspólny Gryfonów. Po drodze oczywiście
nie obyło się bez głupich docinek i śmiania, w czym chłopak był mistrzem.
Zawsze podziwiałam w nim to, że potrafił wszystko obrócić w żart. Zdawał się
być taki beztroski, szczęśliwy, jakby nie brał życia na serio. Żył chwilą.
- Freddie, na błonia idzie się w drugą stronę - powiedziałam, gdy
zorientowałam się, gdzie się kierujemy.
- Wcale nie mam zamiaru zabierać cię na błonia - posłał mi
uśmiech. - Nie pytaj, to niespodzianka - dodał, widząc mój wzrok i
zdezorientowaną minę, gdy zwolniłam krok. Zrezygnowana ruszyłam za nim. Mogłam
mu tylko zaufać. Po kilkunastu minutach odkryłam, gdzie mnie prowadzi. Złapał
mnie za dłoń. Przyjemne iskierki po raz kolejny rozeszły się po całym moim
ciele. Momentalnie zrobiło mi się cieplej. Wspięliśmy się na szczyt Wieży
Astronomicznej. Przez chwilę stałam jak zamurowana.
- Podoba ci się? - zapytał. Byłam zachwycona.
- Jest cudownie! - tylko tyle mogłam powiedzieć, by opisać
atmosferę. Ciepły koc rozłożony na samym środku, mnóstwo smakołyków i piwo
kremowe. Niebo pełne gwiazd i wspaniały chłopak, wciąż ściskający moją dłoń.
Czego można więcej chcieć? Czułam się jak w jakiejś bajce.
- Usiądźmy - powiedział z wymalowaną radością na twarzy, gdy
zauważył moją reakcję. Widocznie był z siebie dumny.
- Uszczypnij mnie, to chyba sen - wyszeptałam. Bliźniak nie mógł
się widocznie powstrzymać. Wypełnił moją prośbę, co skomentowałam głośnym
"ała!".
- Przecież o to prosiłaś! - tłumaczył się.
- W przenośni! Ach, ci faceci...
- Masz coś do tak wspaniałych mężczyzn, jak ja? - zapytał
przesadnie dumnym i nieco obrażonym tonem. W odpowiedzi roześmiałam się.
- Ależ nie, jesteś wspaniały, mój Romeo - rzekłam, po czym
pocałowałam go w policzek. W świetle gwiazd zauważyłam, że się zarumienił.
Wyglądał tak słodko...
- Wiem o tym. To jak, siądziemy?
- A jeśli powiem, że nie?
- Pożałujesz.
- Zaryzykuję - stwierdziłam. To był jednak zły pomysł.
- Sama tego chciałaś! - już po chwili niósł mnie na rękach. Nic
nie pomogło wyrywanie się - był zbyt silny, co nie raz już udowodnił. Po kilku
minutach oboje śmialiśmy się wniebogłosy leżąc na kocu i popijając kremowe
piwo.
- Dziękuję, że się tak dla mnie postarałeś.
- Wszystko, dla tak wspaniałej dziewczyny. - Uśmiechnął się, po
czym oblał rumieńcem.
- Wiesz, czasami sobie myślę, jak muszą czuć się gwiazdy, które
oglądają co noc mnóstwo takich scen przepełnionych radością, szczęściem. W
niektórych momentach im zazdroszczę.
- Ja tak samo. Ale jest i druga strona medalu. Nie mogą brać
udziału w takich cudownych chwilach, jak te, spędzane z tobą. - Zatopił
spojrzenie w moich oczach. Próbowałam rozszyfrować coś z jego twarzy, ale była
zupełnie nieodgadniona. Po chwili jednak zmieszał się i spuścił wzrok. Długo
się nie zastanawiając, wtuliłam się w chłopaka. Przyciągnął mnie mocno do
siebie. Ogarnęło mnie niewiarygodne ciepło i poczucie bezpieczeństwa. W jego
ramionach byłam szczęśliwa.
~*~
Mijał październik. Coraz
więcej czasu spędzałam z Draconem. Spotykaliśmy się na błoniach lub w zamku.
Dużo ludzi krzywo na nas patrzyło, ponieważ wszyscy wiedzieli, że Slytherin i
Gryffindor nienawidzą się, lecz po pewnym czasie, przywykli. Z Fredem spędzałam
mniej czasu, ale nadal był moim przyjacielem. Szczególnie uwielbiałam wieczorne
spotkania na Wieży Astronomicznej, gdy patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo. Przez
to wszystko zaniedbałam naukę, więc wzięłam moje książki i ruszyłam w stronę
biblioteki. Usiadłam w ulubionym fotelu, w samym końcu pomieszczenia i
zagłębiłam się w podręczniku do eliksirów. Po blisko godzinie, usłyszałam
czyjąś rozmowę zza półki.
- Nie dam rady! - poznałam ten głos.
- Musisz to zrobić!
- Nie chcę. On tego ode mnie oczekuje, ale ja... nie potrafię. Zależy mi - powiedział Malfoy.
- To zakończ to.
- Nie. Nie dam sobie rady. Za bardzo się przywiązałem. Już za późno, Blaise.
- Chłopcy! Jeśli chcecie porozmawiać, wyjdźcie stąd! To jest miejsce do czytania i nauki, a nie do rozmów! - pani Pience wygoniła Dracona i jego przyjaciela - Zabiniego. Na szczęście nie zauważyli mnie, ale słowa Malfoya dały mi do myślenia.
- Nie dam rady! - poznałam ten głos.
- Musisz to zrobić!
- Nie chcę. On tego ode mnie oczekuje, ale ja... nie potrafię. Zależy mi - powiedział Malfoy.
- To zakończ to.
- Nie. Nie dam sobie rady. Za bardzo się przywiązałem. Już za późno, Blaise.
- Chłopcy! Jeśli chcecie porozmawiać, wyjdźcie stąd! To jest miejsce do czytania i nauki, a nie do rozmów! - pani Pience wygoniła Dracona i jego przyjaciela - Zabiniego. Na szczęście nie zauważyli mnie, ale słowa Malfoya dały mi do myślenia.
~*~
Siedziałam w pokoju wspólnym
Gryffindoru na fotelu przy kominku. Było sobotnie popołudnie, końcówka
października. Liście na drzewach za oknem mieniły się złotem i czerwienią, a
słońce dawało ostatnie, ciepłe promienie naszej ziemi. Rozmyślałam o pięknie
otaczającej nas przyrody, o cyklu przemijania pór roku. Świat zmienia się, a
lata lecą. Z biegiem czasu coraz szybciej, aż czasami zatracamy się i jesteśmy
jeszcze gdzieś z tyłu, za innymi. Poczułam jak ktoś zakrywa mi oczy dłońmi.
- Ginny?
- Nie.
- Fred - poznałam głos.
- Jak leci?
- Mam straszne zaległości z eliksirów. Muszę się uczyć.
- Przestań. - Wyrwał mi książkę z dłoni ze śmiechem, jak się ostatnio często zdarzało. - Przejdziemy się?
- Gdzie?
- Pogoda nie jest najlepsza, wieje zimny wiatr. Chodźmy na spacer po zamku.
- Ginny?
- Nie.
- Fred - poznałam głos.
- Jak leci?
- Mam straszne zaległości z eliksirów. Muszę się uczyć.
- Przestań. - Wyrwał mi książkę z dłoni ze śmiechem, jak się ostatnio często zdarzało. - Przejdziemy się?
- Gdzie?
- Pogoda nie jest najlepsza, wieje zimny wiatr. Chodźmy na spacer po zamku.
Zgodziłam się. Chwilę później
przemierzaliśmy korytarze Hogwartu rozmawiając. Stwierdziłam, że powinnam
wysłać list do rodziców - za cztery dni jest ich siedemnasta rocznica ślubu.
Ruszyliśmy do sowiarni. Na szczycie wieży usiadłam przy małym stoliku i
napisałam życzenia dla rodziców. Wysłałam sowę szkolną i odwróciłam się. Fred
stał bardzo blisko. Uśmiechał się jak zawsze, łobuzersko, lecz w jego oczach
ukrywało się jakieś tajemnicze uczucie. Złapał mnie za rękę. Moje serce gnało
jak szalone, a przez dłoń przechodziły przyjemne iskierki. Zawsze je czułam,
gdy mnie dotykał. Przeczesał moje włosy.
- Hermiono, ja...
BUM.
Dach sowiarni runął na błonia. Wieżą zatrzęsło, mury pękły, a ja i Fred wywróciliśmy się.
- Chodź, musimy uciekać! – krzyknął. Wstałam i posłusznie pobiegłam za nim po schodach. Nie puszczał mojej ręki, a nawet jakby bardziej ją ścisnął. Wybiegliśmy na błonia. To, co zobaczyłam, było nieprawdopodobne. Kilku śmierciożerców wybiegało z palącej się chatki Hagrida, nad którą...
- Fred! To Mroczny Znak! Szybko, musimy pomóc Hagridowi!
- Nie ma mowy, zostaniesz tutaj.
- Ale Freddie...
- Nie chcę, żeby ci się coś stało, rozumiesz?! Zostań tu i nigdzie się stąd nie ruszaj.
- A ty?
- Pójdę zobaczyć co się dzieje.
- Uważaj na siebie - powiedziałam zaniepokojona.
- Jasne. - Pobiegł przez błonia. Bałam się o niego. Śmierciożercy biegli trawnikiem i rzucali zaklęcia w mury zamku, niszcząc je. Schowałam się za pobliskimi drzewami. Obserwowałam całą akcję. Z zamku wybiegł profesor Dumbledore, McGonnagal, Snape i Slughorn. Pędzili zboczem terenu. Zwolennicy Czarnego Pana zaczęli uciekać.
- Hermiono, ja...
BUM.
Dach sowiarni runął na błonia. Wieżą zatrzęsło, mury pękły, a ja i Fred wywróciliśmy się.
- Chodź, musimy uciekać! – krzyknął. Wstałam i posłusznie pobiegłam za nim po schodach. Nie puszczał mojej ręki, a nawet jakby bardziej ją ścisnął. Wybiegliśmy na błonia. To, co zobaczyłam, było nieprawdopodobne. Kilku śmierciożerców wybiegało z palącej się chatki Hagrida, nad którą...
- Fred! To Mroczny Znak! Szybko, musimy pomóc Hagridowi!
- Nie ma mowy, zostaniesz tutaj.
- Ale Freddie...
- Nie chcę, żeby ci się coś stało, rozumiesz?! Zostań tu i nigdzie się stąd nie ruszaj.
- A ty?
- Pójdę zobaczyć co się dzieje.
- Uważaj na siebie - powiedziałam zaniepokojona.
- Jasne. - Pobiegł przez błonia. Bałam się o niego. Śmierciożercy biegli trawnikiem i rzucali zaklęcia w mury zamku, niszcząc je. Schowałam się za pobliskimi drzewami. Obserwowałam całą akcję. Z zamku wybiegł profesor Dumbledore, McGonnagal, Snape i Slughorn. Pędzili zboczem terenu. Zwolennicy Czarnego Pana zaczęli uciekać.
~*~
- Wszystko w porządku Hagridzie? - siedziałam w skrzydle
szpitalnym, obok mnie stał Fred. Cały był brudny w popiele. Półolbrzym leżał na
dwóch łóżkach. Był wyczerpany, lecz przytomny.
- Chyba tak. Cholibka, jak oni się tu wdarli?
- Co się dzieje?! - do sali wpadli Harry i Ron. Podbiegli do nas, a zaraz za nimi wkroczyli nauczyciele, którzy byli na błoniach.
- O nie! Za dużo was tu, on musi odpoczywać! - warknęła pani Pomfrey.
- Nie martw się Pomono, długo tu nie będziemy. Musimy jednak ustalić, co tu się stało - rzekł dyrektor tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Hagridzie, wyjaśnisz nam to?
- No tego... Siedziałem sobie w chacie, kiedy wpadło kilku takich na czarno ubranych i w maskach i na raz rzucili we mnie oszałamiacze. Potem jeden z nich walnął we mnie Avadą. Myślałem, że to już koniec. Dzięki mojej matce, jestem bardziej odporny na zaklęcia, no ale kilka na raz zwaliło mnie z nóg. Tamci wybiegli, został jeden. Już chciał znowu we mnie celować. Mało brakowało, a bym zginął. Na szczęście Fred wpadł do środka. Tamten się przestraszył i zwiał tylnym wyjściem. Tylko że przy tym, walnął zaklęciem w chatę i zawaliła się. Śmierciożercy myśleli, że już nie żyję, dlatego wyczarowali Mroczny Znak. Mało brakowało - zakończył Rubeus.
- Ale jak oni pokonali zabezpieczenia? - zapytała McGonnagal.
- Sam się nad tym zastanawiam - Snape krzywo spojrzał na Harry'ego.
- No już, idźcie stąd! On musi się wyspać! - Pani Pomfrey wygoniła wszystkich ze skrzydła szpitalnego.
- Chyba tak. Cholibka, jak oni się tu wdarli?
- Co się dzieje?! - do sali wpadli Harry i Ron. Podbiegli do nas, a zaraz za nimi wkroczyli nauczyciele, którzy byli na błoniach.
- O nie! Za dużo was tu, on musi odpoczywać! - warknęła pani Pomfrey.
- Nie martw się Pomono, długo tu nie będziemy. Musimy jednak ustalić, co tu się stało - rzekł dyrektor tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Hagridzie, wyjaśnisz nam to?
- No tego... Siedziałem sobie w chacie, kiedy wpadło kilku takich na czarno ubranych i w maskach i na raz rzucili we mnie oszałamiacze. Potem jeden z nich walnął we mnie Avadą. Myślałem, że to już koniec. Dzięki mojej matce, jestem bardziej odporny na zaklęcia, no ale kilka na raz zwaliło mnie z nóg. Tamci wybiegli, został jeden. Już chciał znowu we mnie celować. Mało brakowało, a bym zginął. Na szczęście Fred wpadł do środka. Tamten się przestraszył i zwiał tylnym wyjściem. Tylko że przy tym, walnął zaklęciem w chatę i zawaliła się. Śmierciożercy myśleli, że już nie żyję, dlatego wyczarowali Mroczny Znak. Mało brakowało - zakończył Rubeus.
- Ale jak oni pokonali zabezpieczenia? - zapytała McGonnagal.
- Sam się nad tym zastanawiam - Snape krzywo spojrzał na Harry'ego.
- No już, idźcie stąd! On musi się wyspać! - Pani Pomfrey wygoniła wszystkich ze skrzydła szpitalnego.
~*~
Był niedzielny wieczór.
Siedziałam z Draconem na szczycie wieży astronomicznej. Zwykle przebywałam tu z
Fredem, ale dzisiaj było inaczej.
- Wiesz Hermiono, długo nad wszystkim ostatnio myślałem... Pamiętasz czasy, gdy byliśmy największymi wrogami? - spojrzał mi w oczy. Jego były piękne, stalowoszare. Odbijały się w nich blask gwiazd na niebie. Było już ciemno, chłodny wiatr nas owiewał i słychać było szum jeziora.
- Pamiętam...
- Dla mnie to bardzo odległa przeszłość - wczesał dłoń w moje włosy i złapał mnie za rękę.
- Dla mnie też..
- Więc... może... - pocałował mnie. Namiętnie. Jak nigdy nikt inny. Cudowne ciepło rozeszło się po moim ciele. Bez zastanowienia oddałam pocałunek. Poczułam, że bardzo go pragnę. To wciąż było dla nas za mało. Wbiłam mu paznokcie w szyję, gdy ugryzł moją wargę. To było coś cudownego. Brakowało mi czegoś takiego od bardzo dawna. Nawet kiedyś z Ronem było inaczej. Tak... pusto... Teraz czułam już na pewno, że bardzo kocham ślizgona. Nie mogłam tego dłużej ukrywać.
- Kocham cię, Draco - wyszeptałam. Popatrzył na mnie. Nie tak, jak zawsze. To spojrzenie było inne, pełne miłości.
- Ja ciebie też - odpowiedział. Emanowałam szczęściem. Ponownie zanurzyliśmy się w pocałunku.
- Wiesz Hermiono, długo nad wszystkim ostatnio myślałem... Pamiętasz czasy, gdy byliśmy największymi wrogami? - spojrzał mi w oczy. Jego były piękne, stalowoszare. Odbijały się w nich blask gwiazd na niebie. Było już ciemno, chłodny wiatr nas owiewał i słychać było szum jeziora.
- Pamiętam...
- Dla mnie to bardzo odległa przeszłość - wczesał dłoń w moje włosy i złapał mnie za rękę.
- Dla mnie też..
- Więc... może... - pocałował mnie. Namiętnie. Jak nigdy nikt inny. Cudowne ciepło rozeszło się po moim ciele. Bez zastanowienia oddałam pocałunek. Poczułam, że bardzo go pragnę. To wciąż było dla nas za mało. Wbiłam mu paznokcie w szyję, gdy ugryzł moją wargę. To było coś cudownego. Brakowało mi czegoś takiego od bardzo dawna. Nawet kiedyś z Ronem było inaczej. Tak... pusto... Teraz czułam już na pewno, że bardzo kocham ślizgona. Nie mogłam tego dłużej ukrywać.
- Kocham cię, Draco - wyszeptałam. Popatrzył na mnie. Nie tak, jak zawsze. To spojrzenie było inne, pełne miłości.
- Ja ciebie też - odpowiedział. Emanowałam szczęściem. Ponownie zanurzyliśmy się w pocałunku.
~*~
Następnego dnia cała szkoła
huczała tylko o jednym: Hermiona Granger i Draco Malfoy są razem. Ludzie różnie
reagowali: niektórzy byli w szoku, jak Ron czy Harry, a inni mówili, że byli
pewni, że będziemy parą, np Ginny.
- Wspaniale Miono! Może nauczysz go przy okazji trochę przyzwoitości. - Ruda promieniała.
- Dzięki. Jestem taka szczęśliwa...
- Hermi, a on wie? - Ginny lekko spochmurniała. Patrzyła na mnie smutnymi oczami. Zrozumiałam, że mówi o Fredzie.
- Nie wiem. Jeśli ktoś mu powiedział, to wie.
- Wydaje mi się, że powinien to usłyszeć od ciebie, a jeśli już się dowiedział, to raczej powinniście pogadać.
- Przecież zrozumie, przyjaźnimy się...
- Wiem, ale... Proszę, porozmawiaj z nim. To mój brat...
- Okej, pójdę z nim pogadać – rzekłam. Wyszłam z dormitorium i udałam się na poszukiwania Freda. Gdy schodziłam po schodach, zauważyłam przez okno jego i Georga. Siedzieli na ławce na dziedzińcu. Ten pierwszy wydawał się być załamany, a drugi go pocieszał. Co się mogło stać? Poszłam do nich.
- Cześć – powiedziałam, gdy dotarłam na zewnątrz.
- To... może was zostawię samych... - rzekł George i zniknął w jednym z korytarzy.
- Mogę się przysiąść? - chłopak tylko kiwnął głową. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Coś się stało Freddie?
- Nie - odparł. Nie był to ten sam ton głosu, który znałam. Ten był zimny i oschły.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem z Draconem.
- Wiem. Od kiedy?
- Od wczoraj... - chłopak westchnął. - Co się dzieje? – zapytałam lekko sfrustrowana. Czy chodziło mu o mój nowy związek?
- Nic.
- Fred, mi możesz powiedzieć. O co chodzi?
- O nic. Dasz mi spokój czy nie?! - Jeszcze nigdy się tak w stosunku do mnie nie wyrażał. Co go ugryzło? A może jednak...
- Chodzi o Draco, tak?! – wstałam zdenerwowana. Nie czekałam na odpowiedź, widziałam, że trafiłam w dziesiątkę. - Tylko dlaczego, co?!
- Powiem ci dlaczego! - Fred też wstał. - Bo cię kurwa kocham, rozumiesz?! Cholernie kocham! - Byłam w szoku. Stałam i nie mogłam się nawet poruszyć. Zebrał się spory tłum i wszyscy na nas patrzyli. Nie obchodziło mnie to. W tej chwili mój mózg zaczął wolniej pracować, a w żołądku jakby zaczęła ciążyć bryła lodu. Serce biło mi szybszym rytmem, a nogi zrobiły się miękkie jak z waty. Patrzyłam na Rudego, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. Był zdenerwowany i szybko oddychał. Wreszcie wyjąkałam:
- P... p... przepraszam. - Po policzku Freda spłynęła łza. Szybko ją otarł. Odwrócił się i odszedł. Po prostu odszedł. A ja poczułam w sercu ogromną pustkę.
- Wspaniale Miono! Może nauczysz go przy okazji trochę przyzwoitości. - Ruda promieniała.
- Dzięki. Jestem taka szczęśliwa...
- Hermi, a on wie? - Ginny lekko spochmurniała. Patrzyła na mnie smutnymi oczami. Zrozumiałam, że mówi o Fredzie.
- Nie wiem. Jeśli ktoś mu powiedział, to wie.
- Wydaje mi się, że powinien to usłyszeć od ciebie, a jeśli już się dowiedział, to raczej powinniście pogadać.
- Przecież zrozumie, przyjaźnimy się...
- Wiem, ale... Proszę, porozmawiaj z nim. To mój brat...
- Okej, pójdę z nim pogadać – rzekłam. Wyszłam z dormitorium i udałam się na poszukiwania Freda. Gdy schodziłam po schodach, zauważyłam przez okno jego i Georga. Siedzieli na ławce na dziedzińcu. Ten pierwszy wydawał się być załamany, a drugi go pocieszał. Co się mogło stać? Poszłam do nich.
- Cześć – powiedziałam, gdy dotarłam na zewnątrz.
- To... może was zostawię samych... - rzekł George i zniknął w jednym z korytarzy.
- Mogę się przysiąść? - chłopak tylko kiwnął głową. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Coś się stało Freddie?
- Nie - odparł. Nie był to ten sam ton głosu, który znałam. Ten był zimny i oschły.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że jestem z Draconem.
- Wiem. Od kiedy?
- Od wczoraj... - chłopak westchnął. - Co się dzieje? – zapytałam lekko sfrustrowana. Czy chodziło mu o mój nowy związek?
- Nic.
- Fred, mi możesz powiedzieć. O co chodzi?
- O nic. Dasz mi spokój czy nie?! - Jeszcze nigdy się tak w stosunku do mnie nie wyrażał. Co go ugryzło? A może jednak...
- Chodzi o Draco, tak?! – wstałam zdenerwowana. Nie czekałam na odpowiedź, widziałam, że trafiłam w dziesiątkę. - Tylko dlaczego, co?!
- Powiem ci dlaczego! - Fred też wstał. - Bo cię kurwa kocham, rozumiesz?! Cholernie kocham! - Byłam w szoku. Stałam i nie mogłam się nawet poruszyć. Zebrał się spory tłum i wszyscy na nas patrzyli. Nie obchodziło mnie to. W tej chwili mój mózg zaczął wolniej pracować, a w żołądku jakby zaczęła ciążyć bryła lodu. Serce biło mi szybszym rytmem, a nogi zrobiły się miękkie jak z waty. Patrzyłam na Rudego, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. Był zdenerwowany i szybko oddychał. Wreszcie wyjąkałam:
- P... p... przepraszam. - Po policzku Freda spłynęła łza. Szybko ją otarł. Odwrócił się i odszedł. Po prostu odszedł. A ja poczułam w sercu ogromną pustkę.
Wow, sytuacje tak szybko się zmieniają, że co chwilę wybucham śmiechem, kręcę ze szczęścia lub płaczę nad biednym Fredem. Na prawdę nie wiem, skąd ludzie biorą takie wspaniałe pomysły na opowieści. xdd
OdpowiedzUsuńA autorka tego opowiadania ma ich bardzo dużo. Zazdroszczę talentu ;)
UsuńDziękuję :)
UsuńZajeboste ! <3
OdpowiedzUsuńZ każdym kolejnym rozdziałem jestem coraz bardziej ciekawa jak to się wszystko skończy... Cudowna opowieść! Zazdroszczę talentu :)
OdpowiedzUsuńŚwietne!!!
OdpowiedzUsuńnie wiem jak to robisz, ze za każdym razem kiedy czytam twojego bloga odczuwam to wszystko co bohaterzy ;) super ;) druga J.K. Rowling :D
-Menia123
To było świetne! Dziewczyno masz talent! Poryczałam się jak dziecko...
OdpowiedzUsuńczytalam mnóstwo ff. za szybko sie rozkreca.
OdpowiedzUsuńWiem, ale to pierwsze rozdziały jakie w życiu pisałam, nie wymagaj cudów... Potem zwolniłam akcję, dopiero się uczę, wiec proszę o wyrozumiałość w pierwszych rozdziałach ;) Dobrze wiem, że za szybko idzie, ale poprawię to w ferie.
Usuń